Układ prawie idealny

Układ prawie idealny

Dodano:   /  Zmieniono: 
biznes fot. davis/fotolia.pl
Po siedmiu latach procesu sąd orzekł, że przygotowane przez prokuratorów dowody na słynny układ warszawski Pawła Piskorskiego, o którego istnieniu przekonywało PiS, nadają się do kosza.

Niewinny, niewinna – sędzia, ogłaszając wyrok, pięć razy odmieniał to słowo znad stołu przykrytego 120 tomami akt. Po siedmiu latach procesu wszyscy oskarżeni mogli odetchnąć z ulgą. Sąd uznał dowody przedstawione przez organy śledcze za niewiarygodne. Zarzucił prokuratorowi, że do zeznań świadków oskarżenia podchodził bezkrytycznie, chcąc za wszelką cenę udowodnić postawioną wcześniej tezę.

Proces polityczny

Ten proces od początku miał etykietę politycznego. O rozbiciu tzw. układu warszawskiego prokurator Zbigniew Ziobro zawiadomił opinię publiczną już na rok przed podpisaniem aktu oskarżenia. W sierpniu 2007 r. przed sądem stanęli: Paweł Bujalski, w latach 90. dyrektor Wolskiej Izby Przemysłowo-Handlowej, potem zastępca prezydenta w Gminie Centrum, następnie prezes zarządu PKiN, zastępca burmistrza Warszawy-Śródmieście i Warszawy-Ursynów. Postrzegano go jako jednego z najbardziej wpływowych warszawskich polityków. Należał do ścisłego otoczenia Pawła Piskorskiego, gdy ten kierował stolicą. Z polityki wycofał się po zwycięstwie w Warszawie ekipy Lecha Kaczyńskiego. Obecnie prowadzi firmę zajmującą się wynajmowaniem lokali, doradztwem gospodarczym.

Prokurator zarzucał mu kilkakrotne wzięcie łapówek za ustawione przetargi i wydane pozwolenia na budowę biurowca przy Siennej oraz hotelu InterContinental przy ul. Emilii Plater w Warszawie. Zarówno w śledztwie, jak i na sali sądowej oskarżony nie przyznał się do żadnego przestępstwa. Bolesław Bury, szef biura dawnej rady gminy Warszawa-Centrum w okresie 1994-1999. Zarzuty: pomoc Pawłowi Bujalskiemu w przyjęciu „gratyfikacji” od właściciela spółki Warimpex Finanz und Beteiligungs AG w Wiedniu. Bury przyznał się w trakcie śledztwa, że dwukrotnie wyjeżdżał do Austrii, aby przewieźć do Polski korupcyjne pieniądze. Później w sądzie temu zaprzeczył. Ludwika Wujec, była sekretarz dawnej gminy Warszawa-Centrum. Znana działaczka podziemia. Zarzut: przyjęcie 20 tys. zł od Włodzimierza Sz. z Budimex Softu za udzielenie zamówienia na dostawę stacji graficznych do Urzędu Gminy Warszawa-Centrum oraz preferowanie tej firmy przy zamówieniach publicznych. Nie przyznała się, wyjaśniając, że z powodów proceduralnych nie mogła decydować o takim zakupie. Roman Guenther, w okresie 1996-1999 pracownik biura informatyki w dawnej gminie Warszawa-Centrum. Oskarżony o przyjęcie od właściciela firmy Baza 37 tys. zł łapówki za przedłużenie umowy na serwis sprzętu komputerowego dla urzędu Warszawa-Centrum. Nie przyznał się.

Elżbieta Solarska, członek zarządu dzielnicy Śródmieście gminy Warszawa-Centrum. Oskarżona o niedopełnienie obowiązków przy podpisywaniu aktu notarialnego dla spółdzielni Dembud występującej o wieczyste użytkowanie gruntu w Warszawie. W trakcie procesu udowodniła, że zarzut oparto na niewłaściwych dokumentach. Ponadto, w latach 1997-1998 miała zażądać od Yosefa K. i Mieczysława J. 100 tys. dolarów łapówki za oddanie gminnego gruntu pod inwestycje budowlane. Zaprzeczała, zarówno w śledztwie, jak i w sądzie. – Nie miałam żadnych okazji służbowych, aby poznać Iwonę Z. – twierdziła. Pozostałych 11 podejrzanych w sprawie układu warszawskiego, którzy przyznali się do winy, prokurator potraktował bardzo łagodnie z powodu współpracy w czasie śledztwa.

Bogdanów dwóch

Paweł Bujalski, ustosunkowując się przed sądem do zarzutów prokuratora, wygłosił porywającą mowę. Przede wszystkim nakreślił tło polityczne, które jego zdaniem było pożywką do oskarżenia: – Gdy zostałem zatrzymany przez CBŚ na lotnisku, zorganizowano inscenizację, aby kilku antyterrorystów wyprowadziło mnie w kajdankach. Było to wielokrotnie pokazywane w telewizji. W areszcie przesiedziałem ponad rok. Przesłuchujący mnie szef warszawskiego CBŚ kusił wyjściem na wolność, jeśli tylko opowiem o układzie warszawskim. Odparłem, że nie mogę pomóc, bo nie byłem świadkiem żadnych przestępstw. – To nie jest konieczne – usłyszałem w odpowiedzi – nas interesuje tylko, kto się z kim spotykał. Bujalski wiele uwagi poświęcił osobie Bogdana Tyszkiewicza, który obciążył go w CBŚ na kilka miesięcy przed tragiczną śmiercią. – Znałem tak naprawdę dwóch Bogdanów Tyszkiewiczów – wyjaśniał, odwołując się do literackiego chwytu. – W roku 1993 był to aktywny członek UW, potem prezes Stowarzyszenia Kupców i Przemysłowców. Przy tworzeniu gminy Warszawa-Centrum traktowałem go jako politycznego sojusznika. Został przewodniczącym rady gminy. W 1996 r. zginęła w wypadku córka Bogdana. Z rozpaczy zaczął pić, na mieście mówiło się o narkotykach. Podejrzewałem, że przez te używki miał kontakt z przestępcami. W 2004 r. został aresztowany w związku z przekrętami w jego firmie. Za obietnicę wyjścia z aresztu zdecydował się na współpracę. Wkrótce zginął, zamordowany.

Podobnie ocenił działanie służb specjalnych oskarżony Bolesław Bury: – Podczas przesłuchania radzono mi, żebym przemyślał sprawę i w zeznaniach obciążył polityków, głównie prezydenta Warszawy Pawła Piskorskiego. Bo „szkoda, żeby cała odpowiedzialność spadła na pana, podczas gdy inni robią karierę”. Bury skarżył się przed sądem, że gdy nie spełnił oczekiwań prokuratora, dręczono go w śledztwie głodem. Funkcjonariusze dowcipkowali sobie, że nie mają funduszu reprezentacyjnego. Również oskarżona Elżbieta Solarska z płaczem opisała upokarzanie jej przez policjantów, gdy była wyprowadzana z pracy w kajdankach. Podczas uwięzienia jej na pięć miesięcy w areszcie śledczy naciskali, aby obciążyła Pawła Bujalskiego oraz Piskorskiego, zdaniem prokuratury – siły sprawcze warszawskiego układu, wtedy wróci do domu.

Fałszywe papiery

Obserwowałam ten proces od początku. – Dlaczego pani cały czas zasłania twarz? – zapytał świadka Iwonę Z. w czwartej godzinie sądowego przesłuchania obrońca Pawła Bujalskiego. – Bo nie chcę patrzeć w waszą stronę. Iwona Z., była dyrektorka działu informatyki w gminie Warszawa-Centrum, nie bez powodu obawiała się ataku mecenasów. Wszak to na jej wyjaśnieniach w śledztwie został zbudowany w 2006 r. gigantyczny akt oskarżenia wysokich urzędników samorządowych z warszawskiego ratusza. Wobec groźby znalezienia się w areszcie, Iwona Z. zdecydowała się na współpracę z organami ścigania. Mówiła dużo i chętnie. Zaowocowało to oskarżeniem b. wiceprezydenta Warszawy m.in. o to, że przyjął od Włodzimierza Sz., dyrektora spółki Budimex Soft, co najmniej 32 tys. zł łapówki. Przed sądem doniesienia Iwony Z. (już nie oskarżonej, ale świadka, najwyraźniej opłacało się „sypać” w śledztwie) były szczegółowo weryfikowane.

Sędzia Marek Krysztofiak: – Jak wyglądało przekazanie pieniędzy? I.Z.: – Informację, że firma Budimex Soft jest gotowa pójść na układ, przekazałam Pawłowi Bujalskiemu w trakcie prywatnego spotkania. Zwierzył mi się, że potrzebuje 200 tys. zł, bo się rozwodzi. Znałam dobrze dyrektora Budimexu. Powiedziałam mu, że jeśli chce dostać zamówienie, musi się przygotować na 200 tys. zł gratyfikacji dla Bujalskiego. Po zrealizowaniu zamówień, W.Sz. dwukrotnie przynosił do mojego biura obiecane pieniądze. Za pierwszym razem 10 paczek po 10 tys. zł, ułożone w dużej kopercie. Od razu poszłam z tym do gabinetu szefa, akurat siedziała tam sekretarz gminy Ludwika Wujec, która zatwierdzała każdy przetarg.

Jak zeznała Iwona Z., gdy wychodziła z gabinetu wiceprezydenta, Paweł B., wyciągając z koperty dwie paczki, powiedział do Ludwiki Wujec: – To dla ciebie. Następnego dnia wiceprezydent się jej zwierzył, że Ludwika robiła mu wymówki z powodu tak niedyskretnego zachowania w obecności osoby trzeciej. Gdy przynosiła łapówkę po raz trzeci, w gabinecie był tylko Bujalski. W tym momencie złożyła oświadczenie Ludwika Wujec, że jako sekretarz z przetargiem nie miała nic wspólnego. Oskarżona wskazała na jeszcze jedną niedorzeczność: otrzymała zarzut przyjęcia 20 tys. zł z kwoty 100 tys. zł, które w kopercie rzekomo przyniosła wiceprezydentowi Iwona Z. Tymczasem on sam jest oskarżony o wzięcie 32 tys. zł w dwóch ratach po 16 tys. zł. W jaki więc sposób mógł wyjąć z koperty dwie paczki po 10 tys. zł?

Sędzia pytał też o okoliczności przekazania Pawłowi Bujalskiemu w roku 1997 r. 20 tys. zł od Leszka T. ze spółki Baza. Miała to być łapówka za „wygranie” zamówienia na dostawę do Centrum 50 kompletów komputerowych. – Z Leszkiem T. – zeznała była dyrektorka działu informatyki w ratuszu – dogadał się jeszcze mój poprzednik, którego stanowisko objęłam. Gdy Baza wygrała przetarg, beneficjent zatelefonował do mnie, informując, że chce się wywiązać z umowy. Pieniążki dostałam w kopercie. Były tam dwie paczki po 10 tys. zł, w banderolach. Od razu zaniosłam kopertę Bujalskiemu. Od tego dnia moja zażyłość z Pawłem się zacieśniła, byłam świadkiem wielu rozmów o lewych interesach. Uczestniczył w tym również mój konkubent Mieczysław J.

W takiej sytuacji Iwona Z. dowiedziała się, że wiceprezydent wspólnie z przewodniczącym rady gminy Bogdanem Tyszkiewiczem przyjął od właściciela spółki Warimpex Finanz und Beteiligungs AG z Wiednia co najmniej 100 tys. dolarów za umożliwienie budowy biurowca przy Siennej i hotelu InterContinental przy ul. Emilii Plater w Warszawie. Pieniądze (500 tys. dolarów) miał wręczyć ówczesnej żonie Bogdana Tyszkiewicza zaprzyjaźniony z wiceprezydentem Warszawy Wojciech Ł., przedsiębiorca budujący w stolicy mosty Świętokrzyski i Siekierkowski. Kiedy indziej Iwona Z. podejmowała kolacją znajomego z Izraela, który chciał kupić w Warszawie wystawioną na przetarg nieruchomość. Na przyjęcie zaproszono Bujalskiego. „Chodziło o takie poprowadzenie przetargu, aby nasz przyjaciel wygrał”– zeznała świadek. Zamiast wiceprezydenta przyjechała w zastępstwie Elżbieta Solarska i ona dobijała interesu. Kolejny zarzut, jaki otrzymał Bujalski, też został w dużej mierze oparty na doniesieniach Iwony Z.

Mówią żony i kochanki

Iwona Z. została zatrzymana w 2006 r., bo jej konkubent Mieczysław J., który miał zarzuty karne w innej sprawie, zdecydował się na współpracę z ABW, aby uzyskać status świadka koronnego. W składanych wyjaśnieniach oskarżał nie tylko byłego wiceprezydenta Warszawy, lecz także swoją partnerkę. – Ten kiedyś bliski człowiek sprawił, że przedstawiono mi zarzuty fałszowania dokumentów – pożaliła się w sądzie Iwona Z. Osaczona pytaniami obrońców oskarżonych, musiała przyznać, że była już kilkakrotnie karana za oszustwa. – Po moim wyjściu z więzienia w 2001 r. miałam duże kłopoty ze znalezieniem pracy. Zrobiłam rzecz złą, zaczęłam posługiwać się dokumentami siostry, która wyjechała na stałe do Stanów. Ja mam wykształcenie średnie, w dokumentach podawałam wyższe. Stworzenie nowej tożsamości sugerowali mi Bogdan Tyszkiewicz i Paweł Bujalski. Następną osobą, której współpraca z prokuratorem miała na celu obciążenie oskarżonych, była Katarzyna T., w swoim czasie żona dobrze znanego na warszawskich salonach politycznych Bogdana Tyszkiewicza. W 2006 r. została aresztowana pod zarzutem udziału w układzie warszawskim. Chcąc jak najszybciej wyjść na wolność, gdzie zostawiła małe dziecko, zdecydowała się mówić. Opowiedziała śledczemu historię ze swego życia: w latach 1996-1998, nie pamiętała dokładnej daty, pojechała z mężem i jego nieformalnym sekretarzem Bolesławem Burym do Wiednia. To było spotkanie z przedstawicielem międzynarodowej federacji hokeju na lodzie i warszawskim szefem budowlanej firmy Warimpex Finanz und Beteiligungs AG. Nie uczestniczyła w imprezie, została w hotelu. Gdy mąż wrócił, zaprowadził ją do pokoju Burego, gdzie zobaczyła na łóżku 20 paczek z dolarami. W każdej mogło być 100-200 banknotów. – Nie wypytywałam, skąd tyle dolarów – zeznała na procesie – bo Bogdan mógł mnie uderzyć, co wielokrotnie robił. Gdy kazał zapakować wszystko do mojej torby, polecenie zostało wykonane. Mieliśmy z Burym wrócić do Warszawy pociągiem, a mąż samolotem.

– A jak to było na lotnisku w Mediolanie? – zapytał czujnie adwokat Pawła Bujalskiego, bo Katarzyna T. bardzo dużo mówiła w śledztwie o tym, że z sekretarzem męża dwa razy wyjeżdżała po łapówki od właściciela Warimpexu. Raz odebrali pieniądze w Wiedniu, a następnie w Mediolanie, gdzie na lotnisku czekał na nich pośrednik biznesmen Wojciech Ł. ze 100 tys. dolarów. Przed sądem Katarzyna T. jakoś tego Mediolanu nie mogła skojarzyć. – Czy aby nie dlatego – sugerował mecenas – że po czterech latach dochodzenia śledztwo przeciwko Wojciechowi Ł. zostało umorzone? Na kolejnej rozprawie Katarzyna T. opowiedziała o licznych znajomościach swego byłego męża. Wymieniała nazwiska zarówno polityków, jak i ksywki znanych gangsterów. Zapytana, czy informacje, jakie Tyszkiewicz przekazał śledczym z CBŚ, były wiarygodne, powątpiewała, podając przykłady zachowań eksmęża wskazujące na zniszczenie jego umysłu alkoholem i narkotykami.

Opowiadał na przykład, że wybierał się do Kaddafiego, w ogrodzie ustawił ołtarzyk i modlił się do Osamy bin Ladena. Pił codziennie, miał paranoiczne wizje, a jednocześnie manie prześladowcze. Ponieważ dawni przyjaciele prominenci zamykali przed nim drzwi, poczuł się oszukany, doznał załamania. W aktach sprawy są protokoły z przesłuchania Bogdana Tyszkiewicza na kilka miesięcy przed jego tragiczną śmiercią w 2004 r. (został zamordowany przez swego ochroniarza).

Były przewodniczący rady gminy Warszawa-Centrum obciążył nie tylko Pawła Bujalskiego i Wojciecha Ł. Zeznał też, że w ciemne sprawy związane z warszawskimi inwestycjami Warimpexu był zaangażowany również ówczesny prezydent Warszawy Paweł Piskorski. Dlatego, gdy razem z Pawłem Bujalskim otrzymali w Austrii 500 tys. dolarów łapówki, 200 tys. dolarów przekazali prezydentowi Piskorskiemu. W śledztwie wiedeński inwestor zaprzeczył, aby przekazywał jakieś pieniądze urzędnikom w warszawskim ratuszu. Nigdy nie rozmawiał z Bogdanem Tyszkiewiczem.

Bujalski wyjaśniał na procesie: – Właściciela Warimpexu poznałem na początku lat 90. towarzysko. Jedynie otarliśmy się o siebie. Wtedy w Warszawie w czasie karnawału nie było tygodnia bez balu na co najmniej tysiąc gości ze świata polityki, mediów i biznesu. Dopiero po aferze z Rywinem zaprzestano tego rodzaju imprez. Bujalskiego obciążył też Mieczysław J., konkubent Iwony Z. W prokuraturze twierdził,że ma wiedzę na temat łapówki, jaką Paweł Bujalski zarządzający Pałacem Kultury i Nauki w latach 1999-2002 otrzymał od Piotra P., prezesa spółki Megasound, za dogodne wynajęcie lokalu na najwyższym piętrze. Zdaniem Mieczysława J. Megasound miał interesy z gangiem pruszkowskim, konkretnie legendarnym „Masą”, i to od tego przestępcy pochodziło 100 tys. zł łapówki dla Bujalskiego.

Oskarżony: – Projekt modernizacji tarasu widokowego zakładał otwarcie tam lokalu gastronomicznego. Wpłynęła oferta Megasound i ta firma dostała pozwolenie. Ale nie miała obrotów, więc po roku się wycofała. Opisana w śledztwie przez sekretarkę (prywatnie konkubinę Tyszkiewicza) scena, jakobym odwiedził go w pracy i z biurka zabrał plik pieniędzy, które pochodziły od P., nadaje się tylko na scenariusz filmowy. Pod koniec procesu prokurator wnosił o sześć lat więzienia dla Pawła Bujalskiego, cztery lata dla Bolesława Burego, o dwa i pół roku dla Elżbiety Solarskiej oraz o półtora roku dla Romana Guenthera. Z zarzutów przeciwko Ludwice Wujec wycofał się wcześniej. Wyrok nie jest prawomocny.

Więcej możesz przeczytać w 29/2014 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.