Walizka pełna snów

Walizka pełna snów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kajdanki, aktówka
Kajdanki, aktówka Źródło: Fotolia / Autor: Andy Dean
Siatka fałszerzy wiz i paszportów oplotła Polskę i Ukrainę. Po siedmioletnim śledztwie pięciu Polaków stanie przed sądem.

Do mieszkania na warszawskim Mokotowie o 6 rano wchodzą przez balkon antyterroryści. Podczas gdy w sypialni nerwowo szuka ubrania młoda kobieta, mężczyzna, z którym spała, łapie zamykaną na szyfr walizkę i wyrzuca ją przez okno. – Pan Emin J.? – upewnia się funkcjonariusz, zakładając mu kajdanki. Dobiegający sześćdziesiątki mężczyzna o oliwkowej cerze potwierdza. – Nie wiem, czego ode mnie chcecie – odpowiada łamaną polszczyzną. – Mam kartę stałego pobytu w Polsce, pracuję uczciwie, prowadzę zakład ksero. Nie robię niczego, co byłoby niezgodne z prawem. W tym momencie w drzwiach staje policjant z neseserem Emina J. Czatował pod blokiem. W walizce jest kilkadziesiąt zdjęć różnych twarzy i puste blankiety dokumentów potrzebnych do otrzymania wiz, paszportów oraz kart stałego pobytu.

Dziewczyna, którą J. przyprowadził z przyjęcia w hotelu Sheraton organizowanego przez ambasadę Albanii, może opuścić mieszkanie. Jego gospodarz po rewizji lokalu (znaleziono setki blankietów, wzorów paszportów i wiz, karty stałego pobytu, profesjonalny sprzęt do fałszowania pisma) zostaje zawieziony na przesłuchanie. W 2006 r. to dla niego nie pierwszyzna. Emin J. jest obywatelem Macedonii narodowości albańskiej. Gdy śledczy pytał, skąd w neseserze wzięły się dokumenty z placówek dyplomatycznych, przesłuchiwany przyznał się do pośrednictwa w handlu nielegalnymi dokumentami. Blankiety paszportów Macedonii, Albanii, Austrii, Ukrainy przywoził mu kuzyn B. mieszkający w Hamburgu. Sam Emin J. niczego nie fałszował, bo do tego trzeba obsługiwać komputer, a on nie potrafi. Karty stałego pobytu dla dwóch kobiet z Ukrainy zrobił Piotr K., którego zatrudnia w swojej firmie. Właściwie to nie zatrudnia, bo nie płaci za niego ZUS. – Nie mogę się zgodzić z zarzutem udziału w międzynarodowej grupie przestępczej – oświadczył Emin J. – Ja tylko kilka razy spełniłem prośbę kuzyna z Hamburga. Nigdy nie brałem za to pieniędzy. U nas w Albanii rodzina to rzecz święta.

Emin J. pod specjalną ochroną

Przesłuchujący uśmiechnął się. W biurku miał kilka tomów akt aresztowanego. Pod różnymi nazwiskami: Mirosław Dziura, Aleksander Głód, Aleksander Kyc, Hans Werner Fromme, Franz Bibo. Emin J. cieszy się międzynarodową sławą precyzyjnego fałszerza wszelkiej maści dokumentów. Pierwszą kartę stałego pobytu w Polsce J. dostał w 1976 r. na nazwisko Aleksander Głód. Prawdopodobnie współpracował wtedy ze służbami specjalnymi PRL – tak wynika z dokumentacji w IPN. W 1994 r. zatrzymano go za fałszerstwa; po wpłaceniu kaucji opuścił areszt i zaraz uciekł do USA, gdzie w Palm Beach zorganizował gang złodziei luksusowych samochodów. Z Ameryki przeniósł się do Niemiec, skąd jako Hans Werner Fromme z niemieckim paszportem przeprowadził się do Polski. W październiku 2000 r. CBŚ zatrzymało go pod zarzutem wysługiwania się mafii pruszkowskiej. Do procesu nie doszło, bo do MSZ nadszedł list gończy Interpolu – Amerykanie żądali ekstradycji przestępcy, któremu grozi 15 lat więzienia.

Ostatecznie uzgodniono, że Emin J. będzie na Florydzie sądzony również za czyny karalne popełnione w Polsce – przedstawiciel FBI zabrał wraz z deportowanym 30 tomów akt śledztwa i we wrześniu 2002 r. Emin J. poleciał z Okęcia do Nowego Jorku. Rok później fałszerz został skazany – jak się dowiedziało od Amerykanów Ministerstwo Sprawiedliwości – na dwa lata za „porozumienie przestępcze i fałszerstwo paszportu, do czego się przyznał, a w zamian za co pozostałe zarzuty zostały oddalone”. Więzienie Albańczyk opuścił już po trzech miesiącach, bo deportowano go do Budapesztu. Amerykańskie służby nie wyjaśniły dlaczego.

Emina J. ciągnęło jednak do Polski. Wkrótce z żoną Polką przyjechał do Warszawy i otworzył zakład usługowy ksero w rzeczywistości zajmujący się m.in. fałszowaniem paszportów, niemieckich kart pobytu i wiz do USA. Nie figurował w polskim rejestrze skazanych, gdyż zgodnie z przepisami po ekstradycji do USA poprzednie śledztwo umorzono.

Piotr K.

W dniu nalotu na sypialnię Emina J. został też zatrzymany Piotr K., ów pracownik zakładu ksero, któremu właściciel nie opłacał składek ubezpieczeniowych. K. wyjaśnił, że z Eminem J. poznał się w areszcie w 2002 r. Potem jego kompana deportowano do USA, nie widzieli się kilka lat. Ponowne spotkanie zaowocowało ubiciem interesu – wytwarzaniem na dużą skalę kart stałego pobytu w Polsce, niemieckich dowodów tymczasowych, wiz macedońskich i krajów byłej Jugosławii. Klientami najczęściej byli Ukraińcy. – Oryginalne blankiety dokumentów – zeznał Piotr K. – dostawałem od Emina. Gdy klient miał odmowę na wyjazd do Niemiec, na miejscu takiej pieczątki wklejało się wizę macedońską lub jugosłowiańską. Dokument poddawałem obróbce na specjalnie w tym celu zakupionym sprzęcie dla niepoznaki ustawionym w punkcie usługowym ksero.

Szlachetny prawnik Petro

Tego samego dnia do aresztu trafił niejaki Petro, właściciel warszawskiego biura obsługi cudzoziemców, poszukiwany listem gończym. Przed wejściem policjantów zdołał wyczyścić mieszkanie, m.in. pozbył się laptopa, wyrzucił kartę z telefonu. Z wykształcenia prawnik, legitymował się obywatelstwem ukraińskim. Podczas przesłuchania zeznał, że jest Polakiem. Przez pewien czas mieszkał we Lwowie, potem wrócił do Warszawy i na komputerze wytwarzał dokumentację bankową dla Ukraińców, którzy – aby uzyskać wizy na wjazd do krajów Schengen – musieli się wykazać opłaconą wycieczką lub okresowym zatrudnieniem. Przyznał, że działał w grupie, do której m.in. należeli naganiający klientów Ukrainiec Aleksander R., Polak Ryszard W., wprawiony we wklejaniu do paszportów ukraińskich niemieckich dokumentów uprawniających do przekroczenia granicy, oraz mózg operacji Albańczyk Emin J.

– Przyznaję się do podrabiania dokumentów dla obywateli Ukrainy – powiedział Petro w czasie przesłuchania – ale nie do organizowania nielegalnego przekraczania granicy. Robiłem tylko to, co mi zlecił Aleksander R., który koordynował działalność grupy na Ukrainie – on mi pożyczał pieniądze i dostarczał klientów. Dług odrabiałem, wykonując polecenia. Petro, wybielając się, chętnie nadawał na swoich wspólników. Kojarzył zdjęcia paszportowe znalezione w neseserze Emina J., podawał nazwiska fotografowanych osób, historie ich zleceń, kwoty, jakie musieli zapłacić.

– Emin proponował mi zakup oryginalnych polskich paszportów po 2 tys. euro sztuka. Taki paszport preparowano metodą na bliźniaka, tzn. miały być dane Polaka, a zdjęcie Ukraińca, który zamówił paszport. W tej samej cenie Emin sprzedawał niemieckie paszporty tymczasowe. Za niemieckie karty pobytu liczył sobie po 1200 euro. Cena paszportu austriackiego to 800 euro, greckiego – 1500 euro. Z tym że grecki był w komplecie z dowodem osobistym. Jeśli zgłaszaliśmy zapotrzebowanie na dokument potwierdzający tożsamość azylanta, chciał za egzemplarz 150 euro, ale pod warunkiem że od razu bierzemy minimum 300 sztuk – zeznawał.

Gotowość współpracy z prowadzącymi dochodzenie nie uchroniła Piotra P. od aresztu. Napisał stamtąd do swojej konkubiny Ukrainki: „To już piąty rok śledztwa. (…) Znasz mnie, wiesz, że nikogo nie skrzywdziłem, nie jestem kryminalistą, choć nieraz złamałem prawo. Ale czy Polacy ratujący Żydów podczas okupacji nie łamali prawa, czy nie łamali prawa uciekający z PRL przed komunistami w porwanym samolocie? Cała moja wina polega na tym, że pomogłem setkom biednych ludzi dojechać do lepszego świata, dzięki czemu ich dzieci mają co jeść. Dla prokuratora to zdrada. Czas pokaże, kto miał rację (…)”.

Magister Bohdana D.

Była żona Petra, Bohdana D., nie uciekła od przeszłości. W walizce Emina J. znaleziono jej podrobione rachunki z Kredyt Banku – pokwitowania za opłacenie wycieczek do państw strefy Schengen, które uprawniały do uzyskania wizy. Bohdana D., magister stosunków międzynarodowych, tłumacz, pracowała w renomowanej warszawskiej Akademii Leona Koźmińskiego jako specjalistka ds. rekrutacji.

Podczas przesłuchania w 2010 r. oświadczyła, że nie potrafi się ustosunkować do zarzutu sprzed kilku lat. Miała wtedy kartę stałego pobytu w Polsce i być może na tej podstawie ubiegała się o wizę Schengen, jeśli chciała pojechać do Niemiec na wycieczkę. Często tak wojażowała? Nie pamięta. Jej ówczesny mąż Piotr P. pracował w kancelarii prawnej o nazwie Euro Help specjalizującej się w obsłudze szkód komunikacyjnych poniesionych przez cudzoziemców. Przychodziła czasem do biura, aby pomóc komuś przy wypełnianiu wniosku o wizę. Tak, miała otwarty rachunek w Kredyt Banku. Wtedy nie wiedziała, że mąż organizował obywatelom ukraińskim wizy do krajów strefy Schengen na podstawie sfałszowanych dokumentów.

Nigdy nie widziała wyciągów bankowych ze swojego konta, które pokazał jej prokurator. Ich treść nie odpowiada rzeczywistości. Nie pobierała w Euro Help stałego wynagrodzenia. Wypełniony jej ręką wniosek wizowy po niemiecku i rosyjsku na nazwisko Maria L. mogła napisać na prośbę męża. Nie znała takiej osoby. Nie potrafi wyjaśnić, dlaczego mąż zamieścił we wniosku informację, że ta osoba pracuje w jego kancelarii. Bohdana D. podobnie skomentowała inne wnioski o wizy.

Pośrednik pracy Ryszard W.

W prokuratorskich aktach znalazły się też podsłuchy z rozmów telefonicznych między Eminem J. a Ryszardem W. Ponieważ były prowadzone slangiem, Petro chętnie tłumaczył: „Polska – Włochy 4:0” oznaczało cztery wizy do Włoch, o fałszywym paszporcie mówiono „książeczka”. Ryszard W., z zawodu kierowca, oficjalnie organizował na Ukrainie pośrednictwo pracy, a faktycznie zajmował się na zlecenie Aleksandra R. i Petra P. preparowaniem dokumentów niezbędnych przy przekraczaniu granic. Na przykład zamówił u Emina J. 134 sztuki blankietów białoruskich dokumentów podróży dla cudzoziemców, zapłacił za nie 12 tys. euro. Po zatrzymaniu Petra Ryszard W. zdążył jeszcze spalić w piecu 88 kompletów dokumentów potrzebnych do uzyskania wizy.

Warszawskie mieszkanie Ryszarda W. było swego rodzaju hotelem dla Ukraińców oczekujących na fałszywe dokumenty. Tak było w przypadku Olhy B., która zamierzała z trójką dzieci dotrzeć do męża we Włoszech. Za zorganizowanie jej wyjazdu W. dostał 5 tys. euro. Działał we współpracy z Albańczykiem. Zdarzały się wpadki. Pewien Ukrainiec chciał się dostać do Anglii. Ryszard W.: – Przygotowaliśmy polski paszport ze zdjęciem tego faceta. Ukrainiec z pomocą naszych ludzi przekroczył granicę polsko- -niemiecką. Tam go zostawili, a on zapłacił 2700 euro i czuł się oszukany. Zadzwonił do mnie, że go zatrzymali na lotnisku w Berlinie, gdzie już kupił bilet na lot do Londynu, będzie deportowany na Ukrainę. Fałszerstwo wyszło na jaw, żądał zwrotu pieniędzy. Potem z Ukrainy awanturował się, aby mu zwrócić, ale nic nie dostał. Wpadła dziewczyna ze Lwowa, którą Emin J. miał wyprawić do USA. Jej podrobiony paszport austriacki zakwestionowano już na Okęciu. Kolejną Ukrainkę reflektującą na dotarcie do Stanów z lewymi austriackimi dokumentami postanowili więc wysłać z Pragi. Dziewczyna została zatrzymana w czasie odprawy na czeskim lotnisku. Ryszard W. skrupulatnie wytłumaczył śledczym metody zdobywania wiz. Dokumenty fałszowano w taki sposób, aby wynikało z nich, że osoby ubiegające się o wizy: – uczestniczyły w szkoleniach bądź odbywały staże, pracując w Polsce. I tak np. do ambasady Hiszpanii jednego dnia zgłosiło się sześciu obywateli Ukrainy z wnioskami o wizy Schengen.

Przedstawili zaświadczenie o pracy w Biurze Pomocy Cudzoziemcom „Euro Help” podpisane przez Ryszarda W. i Piotra P., – wykupiły w wyspecjalizowanej firmie (w rzeczywistości była to firma krzak) zagraniczną wycieczkę do danego kraju i mają tam zarezerwowany hotel, – dysponowały białoruskimi dokumentami podróży (fałszywymi) dla cudzoziemców, potwierdzającymi ich pobyt na Białorusi. Dzięki temu Ukraińcy mogli uzyskiwać wizy państw strefy Schengen na terenie Polski w tych ambasadach, które nie miały przedstawicielstwa na Białorusi. Prawdziwe żniwa szajka zebrała w czasie pogrzebu Jana Pawła II. Obywatele Ukrainy wyjeżdżający rzekomo na uroczystości do Rzymu mieli niemiecką kartę pobytu – aufenthalt. Osoba z taką pieczątką w paszporcie mogła przebywać w całej Europie Zachodniej. Emin J. brał za jedną kartę 1100 euro.

Student prawa Adam B.

Podczas rewizji biura Petra znaleziono spreparowane dokumenty konsularne, do których autorstwa przyznał się Adam B., student piątego roku prawa w Wyższej Szkole Zarządzania w Warszawie. – Poza nauką – zeznał na policji – zajmuję się legalizacją pobytu cudzoziemców, czyli pomocą obywatelom innych państw w załatwianiu formalności związanych z pobytem w RP. Klientów zdobywam przez znajomych. Tak poznałem Petra – Piotra P. Poprosił o przygotowanie pewnych dokumentów, nie całkiem legalnych. Obrotny student B. zdobywał dla kancelarii Euro Help lewe zaświadczenia o zatrudnieniu Ukraińców w Polsce. Puste blankiety z pieczątką podkradał w firmie kolegi. Za egzemplarz otrzymywał 100 euro. – Gdy Piotr P. już wiedział, komu sprzedaje zaświadczenie, wysyłał mi to nazwisko SMS-em na wypadek, gdyby konsul chciał sprawdzić autentyczność dokumentu. Ale nigdy tak się nie zdarzyło. B. zeznał też, że czasem zawoził klienta do punktu przerzutowego, skąd mógł on już bez przeszkód dostać się na Zachód. W Słowacji była to Bratysława, w Polsce – Łęknica w Zielonogórskiem przy granicy z Niemcami. Ukraińców dowiezionych do Łęknicy przejmował Mariusz S. i przeprowadzał przez granicę. Gdy chciał się z tego wycofać, dostał ostrzeżenie – jeśli zrejteruje, to ktoś przypadkiem przestrzeli mu kolano. Mimo to Mariusz S. zgłosił o wszystkim straży granicznej, przyznał się do przerzucenia przez granicę ok. 120 osób. Miał sprawę, dostał wyrok w zawieszeniu. Wkrótce wrócił do tego procederu. Dziś ma nowy akt oskarżenia.

Emin zmienia zeznania

Śledztwo w sprawie fałszerzy trwało siedem lat. Akt oskarżenia wpłynął do sądu przed miesiącem. W międzyczasie Emin J. zmienił zeznania. – Nigdy nie podrabiałem żadnych dokumentów. Co do walizki wyrzuconej przez okno, były w niej lewe dokumenty kuzyna z Hamburga. Wyszedł z więzienia, jest poszukiwany przez policję niemiecką, chciałem go uchronić od jeszcze większych kłopotów. Emin J. inaczej też przedstawił okoliczności poznania Piotra – Petra P. – Umówiłem się z Ryszardem W., który był mi winien za dwa komputery i samochód, że zostawi mi pieniądze w kiosku na warszawskim Dworcu Zachodnim. Gdy podszedłem tam, ktoś mnie klepnął w plecy i powiedział, że jest od Ryszarda. Tym wysłańcem był Piotr – Petro P. Ot i cała znajomość. Jej początek i koniec.

Równie niewinna, jeśli chodzi o fałszerstwa, jest historia jego znajomości z Ryszardem W. – W gazecie „Sekrety” zamieściłem ogłoszenie, że pracownik ambasady USA pozna panią w celach towarzyskich. Kobieta, która zareagowała na anons, postawiła warunek:chce się spotykać w swojej sypialni, bo jej mąż lubi patrzeć, jak ona się kocha z kimś innym. Mężem okazał się Ryszard W. Ostatecznie robiliśmy to we trójkę i tylko w tej sprawie umawialiśmy się telefonicznie. Policjanci, którzy prowadzili nasłuch, źle zrozumieli sens zaszyfrowanych – ze względów obyczajowych – rozmów. Owszem, przewinęło się w nich słowo „książeczka”, co znaczy fałszywy paszport, ale to był incydent. Bo gdy się już poznali, W. poprosił Emina J. o załatwienie wizy dla znajomego z Ukrainy. –Nie mogłem odmówić – tłumaczył Albańczyk – bo skłamałem, że jestem konsulem w ambasadzie amerykańskiej. Kuzyn zażądał 1100 euro za wklejenie aufenthaltu, potem zszedł do 800. Przesłuchania nie dokończono, gdyż w marcu tego roku nadeszła informacja z Niemiec, że Emin J. został aresztowany w Hamburgu w związku z przemytem narkotyków. Przed warszawskim sądem okręgowym wkrótce stanie pięciu obywateli polskich oskarżonych o fałszowanie dokumentów konsularnych. Nie ma wśród nich Emina J.

Więcej możesz przeczytać w 33/2013 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.