Krwawy sen mordercy

Krwawy sen mordercy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Andrzej Kursa - kadr programu "Interwencja: 20 strzałów - trzy ofiary" (2012)
Andrzej Kursa - kadr programu "Interwencja: 20 strzałów - trzy ofiary" (2012) Źródło: Polsat
W sprawie zabójstwa filozofa z Uniwersytetu Jagiellońskiego Artura R. i jego rodziny wydano pięć wyroków. O każdym decydowali biegli psychologowie i psychiatrzy.

Wrzesień 2001 r. W krakowskim sądzie cywilnym trwa spór o współwłasność willi między inżynierem Andrzejem K. a filozofem z Uniwersytetu Jagiellońskiego Arturem R. Sąd wydaje wyrok niekorzystny dla inżyniera. Andrzej K. opuszcza salę rozpraw, trzaskając drzwiami. Wkrótce potem z budynku sądu wychodzą Artur R. i jego żona Agnieszka. Nie kryją satysfakcji z rozstrzygnięcia sądu. Do domu mają niedaleko, kilka minut spacerem. Andrzeja K. spotykają już wewnątrz willi, gdy ten schodzi z góry. Zanim zdążyli otworzyć drzwi do swojego mieszkania, w ich kierunku padają strzały z broni. Strzela współwłaściciel domu Andrzej K. 33-letni filozof traci życie od razu, jego żona, studentka germanistyki, pada z przestrzelonym kręgosłupem. Chwilę później w piwnicy K. zabija ojca Artura R.

Morderca wyrzuca pistolet i wybiega na podwórko. Kopie samochód swoich ofiar, następnie telefonuje na policję. Nerwowo informuje, co się stało, cały drży, jest spocony. – Ci ludzie urządzili mi piekło. Po usłyszeniu wyroku sądu cywilnego poczułem straszne duszności, suchość w ustach – zeznaje następnego dnia w prokuraturze. – Wybiegłem na korytarz w poszukiwaniu wody i już nie pamiętam, co się działo dalej. Świadomość wróciła, gdy siedziałem koło furtki mojej willi. Obok leżała przeładowana broń. Zrozumiałem, że musiałem jej użyć; znam się na tym, należę do bractwa kurkowego – wyjaśnia.

Biegli mają głos

Dla oceny zbrodniczego czynu oskarżonego istotna była opinia o jego stanie psychicznym. Biegli sądowi nie stwierdzili u Andrzeja K. choroby psychicznej ani zaburzeń afektywnych w chwili popełnienia przestępstwa. Prokurator przesłał zatem do sądu akt oskarżenia. Rozpoczął się proces. Sąd miał dodatkowe pytania do zespołu psychiatrów i psychologów biegłych. Przede wszystkim na podstawie jakich przesłanek uznali, że oskarżony nie działał w afekcie. Czy uwzględniony został jego stan psychiczny w związku z długotrwałym konfliktem o współwłasność domu i rozpamiętywaniem rzekomo doznanej krzywdy od rodziny R.? Biegli podtrzymali swoją opinię. Podczas procesu oskarżony był bardzo agresywny. Obrzucał wulgarnymi wyzwiskami rodzinę ofiar oraz sędziów, twierdził, że psychologowie wydali niekorzystną dla niego opinię, bo jednemu z ekspertów odmówił łapówki. A poza tym chcieli zadowolić prokuratora.

Andrzej K. upierał się, że w chwili zabijania był niepoczytalny i dlatego wystrzelił aż 22 naboje. Nie czuł się sprawcą tragedii, ale ofiarą swoich prześladowców – rodziny R. oraz sędzi, która w sprawie cywilnej wydała niesprawiedliwy wyrok. Nazywał ich degeneratami, fiutami, ch…mi. Sugerował biegłym, żeby obejrzeli film o Gułagu, bo tam najlepiej został pokazany mechanizm niszczenia psychiki zaszczutego człowieka. W miarę upływu czasu doprowadzany na salę sądową oskarżony coraz ostrzej reagował na obecność biegłych. Ubliżał im, odmawiał odpowiedzi na pytania psychologa, stwierdzając, że nie jest do tego przygotowany. W areszcie przeczytał kilka książek medycznych i sam postawił sobie diagnozę: gdy strzelał, znajdował się w stanie „ostrej reakcji o podłożu syndromu przewlekłego stresu pourazowego”, co wywołało u niego czasową niepoczytalność.

Dwa zespoły biegłych ze szpitali we Wrocławiu i Jarosławiu uznały, że Andrzej K. kłamie, twierdząc, że dopiero po ocknięciu się, widząc pistolet, domyślił się, że doszło do tragedii. Zdaniem psychologów w rzeczywistości precyzyjnie zaplanował zabójstwo. Świadczyło o tym m.in. odesłanie przed rozprawą żony z dziećmi do rodziny w innym mieście. Również tuż przed oddaniem strzałów K. miał na tyle przytomny umysł, że bez problemów wyjął broń z numerycznego sejfu i dwa razy załadował magazynek. Psycholodzy uznali też, że oskarżony stosował podczas procesu techniki socjomanipulacyjne. Świadkom przypisywał własne wypowiedzi lub je cytował, przeinaczając. Sąd okręgowy, opierając się przede wszystkim na twierdzeniu zespołu biegłych z Wrocławia, wykluczył niepoczytalność oskarżonego w chwili popełniania zbrodni. Andrzej K. został skazany na dożywocie. Jego obrońca złożył apelację.

Sen na jawie

W połowie 2006 r. sąd odwoławczy doszedł jednak do wniosku, że opinia o zaburzeniach jego osobowości jest niepełna. W dodatku między ekspertyzami zespołów z Wrocławia i Jarosławia zachodzą sprzeczności. Dlatego sędziowie postanowili wysłuchać opinii innych biegłych. Współpracujący z Instytutem Psychiatrii i Neurologii w Warszawie psycholog (a równocześnie prawnik) prof. Józef Gierowski przedstawił w sądzie obszerną analizę psychopatycznej osobowości inżyniera K. Jego zdaniem Andrzej K. jest człowiekiem niebezpiecznym dla otoczenia. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że jeśli znów znajdzie się w sytuacji konfliktowej, poczuje się uprawniony do wymierzania sprawiedliwości na własny rachunek. Zdaniem eksperta K. kłamał, twierdząc, że w chwili zabójstwa stracił kontakt z rzeczywistością. – Gdyby rzeczywiście doszło u oskarżonego do zapaści w sen terminalny, co jest oznaką maksymalnego wyczerpania psychicznego, nie byłby on w stanie ponownie wznieść się na taki poziom agresji, aby kilka minut po zamordowaniu Artura R. kopać w furii jego samochód. Andrzej K. domagał się uznania go za niepoczytalnego w chwili zabijania, gdyż wyczytał w książkach, że jeśli powodem niepoczytalności jest ostra reakcja na stres, to żadne leczenie nie wchodzi w grę. Zatem wkrótce wyjdzie na wolność – mówił profesor.

Również psychiatra doc. Janusz Heitzman z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie stwierdził, że K. rozumiał, co robi. Działał umyślnie, z niskich pobudek, które sprawiły, że nadal nie odczuwa skruchy. Nawet trzy lata po zbrodni pała nienawiścią do ofiar, a także do sędzi, która wydawała wyrok. Jedyne, czego żałuje, to utraconej wolności. Wniosek? Nie mógł być niepoczytalny. Na pytania sądu: czy Andrzej K. mógł w chwili oddawania strzałów nie rozpoznać, co robi, z powodu choroby psychicznej; czy zabijał pod wpływem silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami; czy wystąpił u niego zespół ostrego stresu pourazowego, a jeśli tak, czy ma to znaczenie dla poczytalności sprawcy, biegli z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie odpowiedzieli przecząco. Wyrok dożywocia został utrzymany.

Płynna granica

Wniesiona sześć lat po zabójstwie kasacja do Sądu Najwyższego zakończyła się jednak uchyleniem wyroku w części dotyczącej orzeczenia o karze. Sąd Najwyższy wziął pod uwagę to, że biegli nie byli do końca zgodni. Jeden zespół orzekł pełną poczytalność skazanego. Drugi uznał, że „przy istnieniu głębokich zaburzeń osobowości, w sytuacji przewlekłego stresu jego zdolność do pokierowania swym postępowaniem była ograniczona”.

Półtora roku później Sąd Okręgowy w Krakowie ponownie jednak orzekł dożywocie: „Andrzej K. był w pełni poczytalny i choć we wrześniu 2001 r. działał pod wpływem emocji, to jednak potrafił zabójstwo zaplanować. Strzelał wielokrotnie, by mieć pewność, że zabił. Dyssocjalna osobowość sprawcy nie umniejsza winy, bo nie jest to choroba umysłowa”. Ponowna apelacja (jest koniec roku 2010) przyniosła zmianę wyroku na 25 lat więzienia. Warszawscy biegli twierdzili, że zaburzona osobowość K. w powiązaniu ze skrajnym stresem spowodowała u niego stan znacznego upośledzenia zdolności do pokierowania postępowaniem. Pozostali biegli nie dostrzegali potrzeby oznaczenia płynnej granicy między poczytalnością „znacznie ograniczoną” a „nieznacznie ograniczoną”. Wyjaśnił to biegły psycholog z Wrocławia: – Różnica między naszą opinią a warszawską dotyczy oceny sytuacji konfliktu, w którym żył Andrzej K. Różne wnioski mogą wynikać z doświadczeń zawodowych naszych zespołów.

Od wyroku sądu apelacyjnego kasację złożył prokurator generalny, zarzucając, że rozumienie przez sąd wypowiedzi biegłych jest zbyt dowolne. W 2010 r. kasacja do SN została oddalona, wyrok 25 lat więzienia dla zabójcy rodziny R. był już niepodważalny. Andrzej K. nadal protestował: skoro był chwilowo niepoczytalny (mniejsza, w jakim stopniu), to powinien być całkowicie uniewinniony! Napisał do rzecznika praw obywatelskich: „Przez ponad 49 lat życia jeden jedyny raz na pół godziny straciłem kontrolę nad sobą i kontakt ze światem. Zostałem za to skazany na 25 lat pobytu za murami. Fakt, że troje z moich prześladowców wpadło do grobu, który sami sobie kopali [gdy K. to pisał, postrzelona w kręgosłup i potem sparaliżowana Agnieszka R. już nie żyła, zmarła po czterech latach wielkiego cierpienia – red.], w niczym nie zmienia tego, że nic się im ode mnie nie należy. Artur R. usiłował ukraść moje mieszkanie”.

K. poskarżył się też na swoją żonę, z zawodu sędzię, która go opuściła i wzięła rozwód. „To taki dzisiejszy odpowiednik Pawlika Morozowa ze wsi Gierasimowka z 1932 r.” – napisał, nawiązując do postaci sowieckiego pioniera, który miał zadenuncjować na milicję własnego ojca. Chciał, aby płaciła mu alimenty, wszak w więzieniu nie zarabia.

Prywatna krucjata

Rzecznik nie chciał pomóc, więc Andrzej K. krucjatę o „sprawiedliwość” kontynuuje w internecie. Założył witrynę, na której rozpisuje się na temat biegłych i sędziów. Skarży się tam:

„Sąd krakowski w parodii »procesu« uniemożliwił mi jakąkolwiek obronę, robiąc ze mnie medialnego mordercę […] za de facto przekroczenie granic obrony koniecznej i chwilową utratę poczytalności na skutek ekstremalnego stresu i skrajnej paniki. Faktyczny sprawca, który doprowadził do tragedii – [tu podaje nazwisko sędzi orzekającej w procesie cywilnym – red.] – jest nadal bezkarnym mordercą w todze. Co więcej, awansowała nominacją do krakowskiego Sądu Apelacyjnego – czyli jest w samej elicie mafii sądowej. […] Jeszcze przed prawomocnym wyrokiem karnym, z notatki prasowej w gazecie dowiedziałem się, że krakowski »sąd« wydał prawomocne postanowienie o 700 tys. zł odszkodowania dla rodziny R. Ponieważ Agnieszka R. nie żyje od roku, to te pieniądze zabierze jej esbecki ojciec Marian S. [Andrzej K. nie wspomina o osieroconym dziecku zamordowanego małżeństwa – red.]. Przeklinam tę całą Polskę i jej zdegenerowane »sądy« wydające wyroki w jej imieniu. Mam nadzieję, że pieniądze, które mi po trupach zabrali, nie przyniosą tym bolszewikom szczęścia. Zawsze będą śmierdziały trupem.

Więcej możesz przeczytać w 12/2014 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.