Zapętlona

Dodano:   /  Zmieniono: 
gwałt molestowanie fot. vkara/fotolia.pl
Nastolatka oskarżyła starszego chłopaka o gwałt. Czy wrobiła go, aby usprawiedliwić późny powrót do domu?

Ciepła sierpniowa noc 2011 r. Do komisariatu policji w miejscowości pod Warszawą wchodzi zdenerwowana Sylwia A. Informuje oficera dyżurnego, że przed chwilą dowiedziała się o zgwałceniu niespełna 18-letniej córki Barbary. Dziewczyna jest już w domu, matka domaga się, aby funkcjonariusze ją przesłuchali. Jadą pod wskazany adres. Zapłakana Barbara potwierdza słowa matki. Na pytanie, kto ją skrzywdził, odpowiada, że 24-letni Igor M. Twierdzi, że do gwałtu doszło w samochodzie Jana B. Funkcjonariusze zawożą nastolatkę do szpitala na badanie ginekologiczne. Lekarz stwierdza, że kilka godzin wcześniej doszło do stosunku płciowego bez użycia przemocy; odnotowuje drobne zadrapania i zaczerwienienie skóry na nogach oraz szyi pacjentki. Igor M. został aresztowany nazajutrz rano. Nie przyznał się do gwałtu. Jak mówił, współżył z Barbarą za jej zgodą. Równoczesne przesłuchanie dziewczyny w prokuraturze rejonowej odbyło się z udziałem biegłej psycholog. – W niedzielę rano 7 sierpnia – zaczęła z płaczem A. – odebrałam telefon od szkolnego kolegi, Janka B. Mówił, że jego kumpel Igor chciałby mnie poznać. Czekają w samochodzie przed furtką.

Przejechali się, do domu wróciła na obiad. Wieczorem znów była z nimi. Gdy na leśnej polanie opróżniali puszki piwa, zadzwonił jej brat, więc odeszła na bok. Po powrocie, w pierwszym hauście piwa poczuła, że ma w ustach jakąś kulkę, wypluła. Ale nie była pewna, czy wszystko. Wystraszyła się, że dali jej pigułkę gwałtu, wysłała SMS swojemu wieloletniemu przyjacielowi Oskarowi z prośbą o pomoc. I chciała już w wracać do domu. Jednakże ci dwaj skierowali samochód w przeciwną stronę. Krzyczała, że musi do toalety – wtedy podjechali do McDonalda. Igor nie odstępował jej na krok.

Gdzie się jeszcze zatrzymywali? Na stacji benzynowej za miastem. Tam zaczęła pisać SMS do mamy, że niepokoi ją zachowanie Igora, ale nie wysłała go, chłopak zabrał jej telefon. Potem pojechali nad pobliskie stawy. Gdy Jan wyszedł z auta się rozejrzeć, Igor rzucił się na nią, łapiąc za szyję i przyciskając do fotela. Wołała o pomoc, ale kolega udawał, że nie słyszy. Igor zerwał z niej spodnie, bieliznę i zgwałcił. Z nożem w ręku zagroził, że jeżeli komuś o tym powie, a on pójdzie do więzienia, znajdą ją jego kumple i dopiero wtedy pożałuje. – Od tej chwili masz się zachowywać, jakbyśmy byli parą – zażądał. Następnie mężczyźni zdecydowali, że pojadą do domu Igora, gdzie na Jana czeka jego dziewczyna Iwona. Barbara, łkając: – W tym mieszkaniu ze strachu przed pocięciem nożem usiadłam Igorowi na kolanach, całowałam go. Znów chciałam zatelefonować do rodziców, ale miałam rozładowaną baterię. Po cichu prosiłam Janka, aby mnie odwieźli, ale dopiero około północy podjechali pod mój dom. Igor przy furtce zapowiedział, że będzie mnie rżnąć, gdy tylko przyjdzie mu ochota. A jeżeli powiem komuś, co się stało, zabije mnie albo rodziców. Następnego dnia mam go im przedstawić. A potem się do niego przeprowadzę. Drzwi otworzył ojciec. Był zły, że córka tak późno wróciła. Krzyczał. Wybuchła płaczem, mówiąc, że została zgwałcona. W załączonej opinii biegła psycholog (20 lat doświadczenia zawodowego również jako psychoterapeuta) stwierdziła, że nie dostrzegła u Barbary A. reakcji typowej dla ofiary gwałtu. „Zeznania mają cechy konfabulacji. Jest to świadome zatajanie prawdy, a nie wyparcie psychiczne”. Wątpliwości biegłej budziła też informacja dziewczyny, że została oszołomiona pigułką gwałtu. Gdyby tak się zdarzyło, nie pamiętałaby, co się z nią działo owej nocy.

Incydent koło stawów inaczej przedstawił świadek Jan B.: – Pojechaliśmy tam koło godziny 23, po wypiciu piwa, wyszło cztery puszki na każdego. Igor rwał Barbarę. Nad wodą powiedział mi, żebym popatrzył, czy ryby biorą. Gdy wróciłem, samochód się bujał. Słyszałem śmiech dziewczyny. On chciał, żebym się jeszcze przeszedł, ja ich popędzałem, aby się ubrali, bo zaczęło padać. Pojechaliśmy do domu Igora – oni siedzieli na tylnym siedzeniu i się całowali. Również w mieszkaniu byli przytuleni, Baśka u niego na kolanach. Potem zadzwoniła pani Sylwia A., czy wszystko w porządku. Baśka coś tam jej burknęła, a nam powiedziała, że matka się czepia. Ona wcale nie chciała, abym ją szybko odwiózł do domu.

Zeznanie Sylwii A. brzmiało dramatycznie. Około godziny 21 zadzwonił do niej Oskar. Pytał, czy Basia jest w domu, bo wysłała mu dziwny SMS, coś jej dosypali do piwa. – Natychmiast skontaktowałam się z córką telefonicznie – opowiadała matka. – Usłyszałam szept, że nie może rozmawiać. Zapytałam, o co chodzi z tym SMS-em. Wypierała się, niczego Oskarowi nie wysyłała. Po chwili jej telefon był już wyłączony. Pojechałam do domu tego chłopca, aby pokazał mi SMS. Faktycznie, był od mojej Basi. Jeździłam jak oszalała po okolicy, szukałam jej. Koło północy dostałam sygnał z komórki, której numeru nie znałam – to odezwała się córka. Powiedziała, że nie może teraz mówić, ale zaraz przyjedzie i wszystko wyjaśni. Rozłączyła się. Gdy Sylwia A. przemierzała okolice Żyrardowa, zadzwonił jej mąż. Od niego dowiedziała się, że Basia jest już w swoim pokoju. Płacze, bo została zgwałcona. Matka pojechała do komisariatu. Do domu wróciła z policjantami. – Córka wyglądała strasznie – wspominała pani A. – Włosy rozczochrane, zadrapania na szyi, siniaki na policzkach. Za uszami widoczne były krwiste wylewy. Chciałam ją pogłaskać, ale mnie odtrąciła.

TYLKO BEZ PYTAŃ

Pół roku później badanie psychologiczne Barbary A. zostało na wniosek prokuratora uzupełnione. Biegła ponownie zauważyła, że silne emocje okazywane przez pokrzywdzoną, gdy mówi o wydarzeniu nad stawami, nie muszą wynikać z tego, że została zgwałcona. Nie dostrzegła u niej symptomów stresu pourazowego. W zeznaniach dziewczyny pojawiło się tak wiele istotnych sprzeczności, że należy powątpiewać, czy mówiła prawdę. Irytowały ją szczegółowe pytania. Na przykład dlaczego, skoro czuła ze strony Igora zagrożenie, przez kilka godzin jeździła z nim po okolicy? Byli na stacjach benzynowych, w McDonaldzie. Mogła uciec albo wezwać pomoc. Tym bardziej że, jak sama zeznała, na jednej ze stacji pracował jej znajomy.

Poza tym dziewczyna miała motyw, aby oskarżyć mężczyznę. Jak bowiem sama powiedziała, jej rodzice byli źli, że nie wróciła do domu o określonej porze. Ponadto chodziła z innym chłopakiem, wielogodzinne spotkanie z Igorem mogło być przez niego odebrane jako zdrada. Po uzyskaniu ponownej opinii od psychologa prokuratura rejonowa umorzyła śledztwo. Barbara A. poprzez swego adwokata zaskarżyła to postanowienie. Podnosiła, że tuż po traumatycznym wydarzeniu nie mogła odpowiadać składnie, bo przesłuchujący ją mężczyzna wymieniał z psychologiem dziwne uśmiechy, to ją deprymowało. A biegła raz po raz wychodziła na korytarz, aby gdzieś zatelefonować. Ponadto poszkodowana ujawniła SMS, który Jan B. wymienił ze swoją dziewczyną nazajutrz po wyprawie nad stawy. Pojawiło się tam sformułowanie „Martwi mnie ten wczorajszy wybryk”. Sąd rejonowy uchylił postanowienie o umorzeniu. W uzasadnieniu wskazał na konieczność ponownego przesłuchania Jana B., a nadto uzupełnienie opinii psychologicznej. Szczególnie chodziło o doprecyzowanie, jakich cech typowych dla zgwałcenia nie przejawiała A., gdy składała zeznania. I czy to, że przesłuchiwał ją mężczyzna, mogło mieć wpływ na jej reakcję.

PŁAKAŁA, ZATEM ZGWAŁCONA

Na rozprawę dziewczyna zgłosiła się z dodatkowym dowodem: właśnie wyszła ze szpitala psychiatrycznego, gdzie leczono ją przez półtora miesiąca. Z karty informacyjnej Kliniki Psychiatrii w Pruszkowie: „Pacjentka, lat 18, przyjęta z powodu narastającego izolowania się od otoczenia, apatii i myśli samobójczych. Objawy pojawiły się około sześć miesięcy po traumatycznym przeżyciu – została zgwałcona, a prokuratura umorzyła śledztwo. Od tego czasu źle sypia, ma stałe uczucie zagrożenia [...]”. Barbara A. na sali sądowej w maju 2013 r. przedstawiła się jako psychiczny wrak człowieka: – Na początku chciałam skończyć ze sobą. Czuję się obserwowana i podsłuchiwana. Około pół roku po gwałcie, gdy rodzice zorientowali się, że ze mną jest coś nie tak, psychiatra wysłał mnie do szpitala w Tworkach. Jestem już po leczeniu, ale oddaliłam się od ludzi, nie mogę się skupić na nauce. O tym, co się stało, myślę nawet kilka razy dziennie. Gdy widzę obcego mężczyznę, wszystko mi się przypomina. Pani A. jeszcze plastyczniej przedstawiła udrękę córki: – Przez cały miesiąc po tragedii Barbara nie opuszczała swego pokoju. Bała się iść do szkoły, musiałam ją odprowadzać. Nadal często budzi się w nocy z krzykiem. Na pytanie adwokata oskarżonego, czy dziewczyna chodzi na psychoterapię (zgodnie z zaleceniem lekarzy ze szpitala w Tworkach) matka odpowiedziała, że córka nie chce opowiadać innej osobie o swoich przeżyciach.

Sąd zwrócił się o opinie do kolejnych dwóch psychologów. Nowe biegłe dopatrzyły się u dziewczyny głębokiego urazu psychicznego typowego dla osoby zgwałconej. To, że po wielu miesiącach nastolatka znalazła się w szpitalu psychiatrycznym, wskazywało, ich zdaniem, na istnienie negatywnych, długofalowych skutków traumy. O wiarygodności zeznań ofiary niezbicie miała świadczyć jej reakcja podczas przesłuchania: trzęsła się, płakała. Świadkowie Jan B. i jego dziewczyna Iwona zaprzeczyli, aby słowo „wybryk” w ich SMS-ach dotyczyło zgwałcenia Barbary. Chodziło im o to, że wbrew woli Iwony jej chłopak spotkał się z Igorem i jeździli z jakąś dziewczyną po okolicy. Iwona była po prostu zazdrosna. Na wniosek adwokata oskarżonego sąd ponownie wezwał pierwszą biegłą, która uczestniczyła w przesłuchaniu Barbary przez prokuratora. Ta podtrzymała swoją poprzednią opinię. Nie dostrzegła w zachowaniu dziewczyny cech typowych dla ofiary gwałtu. Ale przyznała, że choć prokurator wykazał maksimum taktu wobec poszkodowanej, byłoby lepiej, gdyby przesłuchiwała ją kobieta. A. wtedy nie protestowała, a ona też o tym nie pomyślała. – Czy jest prawdą – zapytała adwokat oskarżonego – że nie uczestniczyła pani w całym przesłuchaniu 8 sierpnia? – Byłam cały czas, tylko odebrałam telefon z pracy, bo do prokuratury wezwano mnie nagle. Wtedy przesłuchanie zostało przerwane. – Czy Barbara A. bała się rodziców? – To nie były dobre relacje. Ona nie chciała ich ujawniać.

Na prośbę obrony biegła psycholog wyjaśniła, na czym polegała manipulacja zeznaniami przez poszkodowaną: – Barbara nie zamierzała mówić o pewnych sprawach. Ale nie dlatego, że nie pamiętała. Po prostu kłamała. Zdradzała ją mowa ciała: spuszczanie wzroku, odwracanie głowy. Denerwowała się, gdy chciałam doprecyzować okoliczności gwałtu. Ona nie miała typowych urazów osoby zgwałconej, nie widziała potrzeby szukania pomocy psychoterapeutycznej, choć ja już po pierwszym przesłuchaniu to proponowałam. – Czy w czasie przesłuchania mogło się zdarzyć, że prokurator kończył zdanie zaczęte przez poszkodowaną, jak to stwierdzono w odwołaniu od umorzenia sprawy? – Nie było takiej sytuacji. Dokładnie zapisywał to, co mówiła. – Jak się odnieść do tego, że Barbara A., ponownie przesłuchana po upływie ponad roku, dokładniej opisuje sierpniową eskapadę nad stawy?

– Z psychologicznego punktu widzenia nie ma takiej możliwości, aby człowiek nie pamiętał szczegółów wydarzenia tuż po nim, a dokładnie sobie je przypomniał po znacznym upływie czasu. Nie jest to też przypadek wydobywania faktów z nieświadomości – gdyż taki proces trwa latami. Możliwe, że jej wcześniejsze przykre doświadczenia w kontaktach intymnych z mężczyznami zostały przeniesione w opisie na to, co zdarzyło się nad stawem. – Jak ocenić zachowanie Barbary A. na sali sądowej? Podczas składania zeznań płakała, a po wyjściu na korytarz się śmiała. – Płacz nie musi świadczyć o poczuciu krzywdy. To może być ujście emocji, z którymi dana osoba nie daje sobie rady, tak się zapętliła. W przypadku A. to kolejny dowód na sprzeczności w zachowaniu tej młodej kobiety. Jej zeznania na temat gwałtu są niewiarygodne.

WYCOFAJ SPRAWĘ

Do sądu dotarł nowy dowód – korespondencja SMS-owa Barbary z Oskarem. Przyjaźnią się od czasów gimnazjum. To do niego dziewczyna telefonowała 8 sierpnia 2011 r., że została zgwałcona, a w domu awantura. Co więc takiego się stało, że wypróbowany przyjaciel na wieść o oskarżeniu Igora (którego nie znał bliżej), nie chciał dokładać do tego ręki? W SMS-ach wysyłanych do Barbary radzi: „Sprawę wycofaj, gorszej opinii mieć nie będziesz. Szmata jesteś i psychopatka. Idź do mamy, talent pokaż, jak wymyślasz [...]”.

Na pytanie adwokata oskarżonego, jaką Barbara miała opinię we wsi, świadek odpowiedział, że „nieciekawą”. – Ona się puszczała już, gdy chodziła do gimnazjum. Lubiła robić z siebie ofiarę. Nie układało się jej z rodzicami, miewała przypały, gdy wróciła pijana. We wsi gadali, kto ją przeleciał. I że już wcześniej posądziła jakiegoś chłopaka o gwałt. Kreujący się na luzaka 20-letni Oskar (nie pracuje, nie uczy się) dodał, że odwiedził Barbarę w szpitalu psychiatrycznym. – Mówiła mi, że to jej pomoże w sądzie. Od dwóch lat Igor M. jest wprowadzany na salę sądową w kajdankach. Proces dobiega końca. Czy w jego finale oskarżony wyjdzie z sali sądowej już swobodnym krokiem, czy też sąd da wiarę dziewczynie? Czy epidemia oskarżeń o gwałt w sądach to już zjawisko socjologiczne? Po wyroku wrócę do tematu w rozmowie z lekarzem psychoanalitykiem.

Więcej możesz przeczytać w 24/2014 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.