Fora ze dwora

Dodano: 
Fora ze dwora
Fora ze dwora Źródło: East News
– Nie jesteście u siebie – przypomniała Prokuratoria Generalna Rosjanom, domagając się zapłaty czynszu. Bo Kreml nieruchomości oddać nie chce.

Dwa połączone bloki o kaskadowej konstrukcji przy ulicy Sobieskiego 100 w Warszawie, powszechnie zwane Szpiegowem, opustoszały w latach 90., kiedy rozpadł się Związek Radziecki. Mieszkali tam dyplomaci z ambasady ZSRR i wysocy urzędnicy z moskiewskiego biura radcy handlowego. O obiekcie mówiono, że jest wizytówką modernizmu lat 70. Lokatorzy z obcymi paszportami czuli się tam jak u siebie – po sąsiedzku, przy ulicach Bobrowieckiej i Beethovena, stały kolejne bloki zasiedlone przez ich rodaków. Teraz został tylko wartownik siedzący na zdezelowanym krzesełku w pakamerze pod pożółkłą kartką z napisem: „Teren ambasady Federacji Rosyjskiej, obcym wstęp wzbroniony”.

Bez notariusza

Pod koniec grudnia 1974 r., kiedy w Polsce rządził Gierek, a w ZSRR Breżniew, doszło do podpisania porozumienia między rządami o wzajemnym przyznaniu praw do wieczystego użytkowania wytypowanych parcel w Warszawie i Moskwie. Zobowiązanie strony polskiej dotyczyło oddania towarzyszom radzieckim w dzierżawę dziewięciu obiektów, między innymi gruntu w okolicy ulic Belwederskej i Spacerowej. Strony uzgodniły, że wybudowany tam blok będzie własnością ZSRR, ale nie pofatygowano się do notariusza. Ponieważ parcela została już po podpisaniu umowy zmniejszona z powodu przebudowy pobliskiej ulicy Gagarina, strona radziecka dostała tytułem rekompensaty dodatkową działkę przy ulicy Sobieskiego róg Beethovena. Za te grunty rząd ZSRR zobowiązał się oddać do dyspozycji polskiego MSZ parcele w Mińsku, Petersburgu oraz Moskwie, na których konsulat generalny PRL miał postawić potrzebne mu budynki. Dwa lata później na działce przy Sobieskiego 100 ruszyła budowa. Za 21 mln zł Budimex postawił istne, jak na owe czasy, cacko architektoniczne. Mimo spisanego porozumienia między rządami o wzajemnym przyznaniu praw do wieczystego użytkowania parcel nowy blok nie został przekazany stronie radzieckiej notarialnie. Choć w ówczesnych warunkach geopolitycznych nie miało to większego znaczenia, taką decyzję przezornie wydał naczelnik dzielnicy i dopilnował jej wykonania.

Sekwestratorzy w progu

W 1993 r. doszło do spotkania przedstawicielstw ministerstw spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej i Rzeczypospolitej Polskiej w sprawie realizacji porozumień z 1974 r. Tematem spornym była odmowa Rosjan oddania warszawskim władzom nieruchomości użyczonych im na zasadzie coś za coś. Czas pokazał, że świadczenie było jednostronne, ze szkodą dla Polski. Skończyło się na pogadaniu. Przez kolejnych pięć lat rosyjska ambasada nie podejmowała tematu. Moskwa uważała zajęte w Polsce przez jej przedstawicieli nieruchomości za część terytorium państwa rosyjskiego – jako swoiste zony – i konsekwentnie nie płaciła za nie. Nie oddała kluczy nawet do tych budynków, w których już nie było rosyjskich lokatorów i które z braku konserwacji popadały w ruinę. W 1998 r. radni gminy Mokotów przegłosowali wystawienie na przetarg pięciu obiektów. Argumentowano, że skoro użytkownik nie jest wpisany jako właściciel do ksiąg wieczystych, urząd może nimi dysponować. Przetarg na 30-letnią dzierżawę dwuczłonowego bloku przy ulicy Sobieskiego 100 wygrała spółka Fart, w której w latach 90. miał udziały biznesmen Tadeusz R., powiązany handlowo z Rosjanami.

Spółka zatrudniała pracowników central handlu zagranicznego oraz negocjatorów umów gazowych Polska – Rosja. Interesy nie miały czystej kartoteki i w 2005 r. zajęła się nimi ABW. Z czasem właściciele Fartu twierdzili, że nie podpisywali żadnych umów na dzierżawę obiektu Sobieskiego 100, zawierał je prezes Tadeusz R., a ten już nie żył. Stosownych dokumentów w biurku prezesa nie znaleziono. Ostateczne śledztwo zakończyło się postawieniem zarzutu niedopełnienia obowiązków w zakresie gospodarki nieruchomościami (co naraziło Skarb Państwa na utratę 2,4 mln zł) ówczesnemu szefowi Urzędu Rejonowego w Warszawie. Kiedy spółka upadła i został rozwiązany urząd rejonowy, na Sobieskiego 100 po niepłacony od lat czynsz zgłosili się wysłannicy gminy Mokotów. Ochroniarze nie wpuścili ich do środka, odesłali do ambasady rosyjskiej. Tam sekwestratorzy usłyszeli, że przetarg na wydzierżawienie „Szpiegowa” był nielegalny, działka stanowi rekompensatę za zmniejszoną posesję przy ulicy Beethovena i nadal jest wykorzystywana przez Federację Rosyjską na cele dyplomatyczne. Żartobliwe uwagi mokotowskich samorządowców, że nie uważają, aby nielegalnie działająca w godzinach nocnych na terenie posesji tzw.

Sotka – tajemniczy klub dostępny tylko dla osób legitymujących się rosyjskim paszportem, gdzie jak wieść gminna niesie podobno kałasznikowy leżą na stołach – była forpocztą rosyjskich dyplomatów – pozostały bez komentarza. Podobnie odprawiono z kwitkiem przedstawiciela warszawskiego ratusza, który w 2009 r. przyniósł wypowiedzenie warunków umowy rosyjskiemu administratorowi budynku przy ulicy Bobrowieckiej. Do roku 1992 mieszkali tam technicy, zajmujący się obsługą urządzeń w ambasadzie ZSRR. Każde pismo Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP do ambasadora Federacji Rosyjskiej w Polsce zawierało prośbę o rozpatrzenie „procesu regulowania stanu prawnego nieruchomości zajmowanych przez rosyjskich urzędników w Warszawie i innych miastach Polski”. Druga strona stosowała bardzo skuteczne uniki. Na notę dyplomatyczną Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP z 7 września 2011 r. do Ambasady Federacji Rosyjskiej przypominającą o konieczności wydania nieruchomości przy Sobieskiego 100 adresat odpowiedział, że wszelkie sprawy, również finansowe, dotyczące obiektów zajmowanych przez rosyjską dyplomację, będą omawiane po uregulowaniu statusu prawnego.

Podobnie został potraktowany monit wysłany rok później. Potem nastały lata spokoju dla złodziei penetrujących opuszczone budynki i trwało to do roku 2015, kiedy Sąd Arbitrażowy Obwodu Leningradzkiego orzekł o eksmisji Konsulatu Generalnego RP przy ulicy Sowietskiej w Petersburgu. Zdaniem powoda – formalnie przedsiębiorstwa państwowego Inpredserwis, zajmującego się obsługą zagranicznych przedstawicielstw w mieście nad Newą – konsulat powinien zapłacić 74 mln rubli (ok. 1,62 mln dolarów) zaległego czynszu. Pozew obejmował roszczenia za trzy ostatnie lata – taki jest maksymalny okres roszczeń finansowych w sytuacjach, gdy nie ma spisanej umowy. Pozwani bezskutecznie powoływali się na ustne ustalenia ze stroną rosyjską, że nieruchomość w Petersburgu będzie przekazana Polsce na własność za symboliczną kwotę.

Niech sąd rozstrzygnie

W takiej sytuacji w warszawskim ratuszu postanowiono odebrać zawłaszczone nieruchomości bez białych rękawiczek. W lutym 2016 r. do Sądu Okręgowego w Warszawie Skarb Państwa, reprezentowany przez prezydenta stołecznego miasta, wniósł pozew przeciwko Federacji Rosyjskiej. Domagano się zapłaty za bezumowne, w złej wierze, zajmowanie trzech nieruchomości przy ulicach: Sobieskiego 100, Bobrowieckiej 2b i Kieleckiej 45. Budynki są własnością Skarbu Państwa, co potwierdzają księgi wieczyste. Strona pozywająca przypomniała okoliczności, w jakich sporne obiekty zostały zajęte przez dyplomatów zza wschodniej granicy: gmach przy ulicy Kieleckiej róg Rakowieckiej, gdzie mieści się liceum dla dzieci rosyjskich dyplomatów, przed wojną należał do Jana Kiepury. Potem nieruchomość została znacjonalizowana, a w 1953 r., kiedy ministrem Obrony Narodowej był Konstanty Rokossowski, przekazano ją bezprawnie Związkowi Radzieckiemu. Prokuratoria Generalna dwukrotnie doręczała pod ten adres pozew w sprawie oddania budynku. Za pierwszym razem, w styczniu 2013 r., Rosjanom udało się dopatrzeć uchybień proceduralnych. Następnie niepotwierdzenie odbioru pozwu sprawiło, że sąd okręgowy bezterminowo odroczył postępowanie w tej sprawie.

Podobnie nieudane były próby odzyskania budynku przy Bobrowieckiej 2b. W 2009 r. Ministerstwo Spraw Zagranicznych wypowiedziało stronie rosyjskiej umowy, powołując się na brak wzajemności, czyli nieoddanie nam przez Rosję analogicznych nieruchomości w Moskwie. Mimo to lokatorzy nie opuścili budynku i odmówili jego wydania. W przypadku obiektu przy Sobieskiego 100 roszczenia za niezapłacony czynsz tylko w latach 2012-2015 obliczono na 7 mln 876 tys. zł. – Nieruchomość nie jest wykorzystywana w celach dyplomatycznych od ponad 20 lat – dowodzono w pozwie. –Zatem nie podlega porozumieniu z 27 grudnia 1974 r., co z kolei oznacza brak możliwości powołania się strony pozwanej na immunitet jurysdykcyjny. Zaraz po wpłynięciu pozwów do sądu zaczęły się piętrzyć trudności z nadaniem sprawie biegu.

Wzorem po wielokroć sprawdzonej metody recydywistów wzywanych do sądu nie odbierano od listonosza tzw. powiastki. Kiedy nie dało się dłużej stosować takiego uniku, powołano się na umowę z 16 września 1996 r. między Rzeczpospolitą Polską a Federacją Rosyjską. Wynikało z niej, że wszelkie pisma sądowe do ambasady rosyjskiej należy dostarczyć za pośrednictwem polskiego i rosyjskiego Ministerstwa Sprawiedliwości oraz Prokuratury Generalnej. Stronie rosyjskiej przysługuje prawo odmowy przyjęcia dokumentów sporządzonych w języku polskim, jeżeli nie zostało do nich dołączone uwierzytelnione tłumaczenie na język rosyjski. Kiedy pokonano i te trudności, nikt w imieniu pozwanego nie stawiał się na rozprawy. W tej sytuacji w listopadzie ubiegłego roku zapadł wyrok zaoczny. Federacja Rosyjska reprezentowana przez Przedsiębiorstwo Federacyjne do spraw Zarządzania Własnością Zagraniczną ma zapłacić Skarbowi Państwa Polskiego 7 mln 876 tys. zł. Jeszcze przed uprawomocnieniem się orzeczenia adwokat strony rosyjskiej wniósł sprzeciw z powodu… nieprawidłowego doręczenia wezwania na rozprawy oraz błędnej nazwy firmy (prawidłowo brzmi: Federacyjne Państwowe Przedsiębiorstwo Unitarne do Spraw Zarządzania Mieniem za Granicami Kraju). Poza tym nieruchomość przy Sobieskiego 100 nie należy do zasobów tej firmy.

Odnosząc się do rządowego porozumienia z 1974 r., mecenas zauważył, że zostało zawarte na czas nieokreślony. Nie ma w nim jakichkolwiek zapisów dotyczących rozwiązania czy wygaśnięcia umowy. Sąd okręgowy odrzucił sprzeciw z powodów formalnych – wyjaśnienie przyszło po terminie. Wyrok się uprawomocnił. A stołeczny konserwator zabytków wpisał bloki „Szpiegowa” do ewidencji zabytków. Posypały się też wyroki w sprawie innych nieruchomości zajętych przez Rosjan. Kilka tygodni temu w podobnym procesie sąd nakazał Federacji Rosyjskiej zapłacić 7,6 mln zł za bezprawne zajmowanie budynku u zbiegu ulic Kieleckiej i Rakowieckiej. Blisko 9 mln zł powinno wpłynąć do ratusza za korzystanie z nieruchomości przy ulicy Bobrowieckiej 2b. Wyroki są nieprawomocne, pozwani składają odwołania.

Tylnymi drzwiami

Bezkrwawa wojna polsko-ruska pod żółto-czerwoną flagą Warszawy okazała się o wiele skuteczniejsza, gdy w szranki mogli wstąpić prawowici właściciele spornych obiektów. Do niedawna na liście zagrabionych przez Rosjan włości w Warszawie był jeszcze pałacyk przy alei Szucha 17/19. Kiedy w roku 1992 lokatorzy opuścili go, zagnieździli się tam bezdomni. Ale wkrótce niespodziewanie zjawili się spadkobiercy przedwojennych właścicieli. Oddana pod hasłem reprywatyzacji Warszawy zabytkowa rudera została sprzedana firmie deweloperskiej. Natomiast polskim prawnikom udało się odzyskać nieruchomości na Połczyńskiej 10 i Ostrobramskiej 101, a także działki pod Warszawą. W sumie od 1989 r. przejęliśmy pięć posesji; do odbicia zostało drugie tyle. Dla kancelarii adwokackich jest to wyzwanie na miarę starego zawołania znad Wisły: Szable w dłoń, bolszewika goń, goń, goń.

Artykuł został opublikowany w 23/2017 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.