Zakopane złoto albo życie

Zakopane złoto albo życie

Dodano:   /  Zmieniono: 1
Ćmielowscy Żydzi
Ćmielowscy Żydzi Źródło: Wprost / Fundacją Szalom, Fundacją Judaica
Krzyk zamordowanego przez chłopów Żyda przez pół wieku obciążał częstochowskiego kupca.

Trudna historia

W najnowszym sondażu CBOS poruszono kwestie dotyczące relacji polsko-żydowskich oraz pamięci o wydarzeniach z czasu II wojny światowej.

Jakie postawy zdaniem badanych przeważały podczas wojny?
55% – więcej było przypadków ukrywania Żydów przez Polaków i pomagania im niż donoszenia na nich i mordowania
22% – obie postawy były tak samo częste
7% – więcej było przypadków donoszenia i mordowania niż pomocy dla Żydów

Pytanie, z których to Walaszczyków, wisiało nad synami kupca Jana od 1945 r. Jeśli nawet nie zostało wypowiedziane, zdradzały je porozumiewawcze spojrzenia ciekawskich nad ich głowami. Najczęściej jednak częstochowianie nie ukrywali pogardy dla rodziny człowieka, który był zamieszany w morderstwo Żyda w czasie okupacji. W połowie 1991 r. Jan Radosław Walaszczyk junior napisał do prokuratury w Częstochowie:

„Aż do upadku komunizmu czekałem, aby móc walczyć o dobre imię mojego ojca Jana, skazanego w 1946 r. na wieloletnie więzienie. […] Jestem przekonany, że gdyby były dwa oddzielne procesy – ojca biorącego udział w wykopaniu skarbu Abrahama Kapłana na wyraźny rozkaz Komendy Głównej Polskiego Związku Wolności i pozostałych dwóch oskarżonych o zabójstwo tego Żyda, inaczej brzmiałby wyrok. Ale na tym polegała perfidia ówczesnych komunistycznych organów ścigania” .

Skarb za fabrycznym murem

22-letni Kapłan nie chciał iść do getta. Uciekając przed gestapo, zrobił to, co wielu jego pobratymców – poszukał schronienia najpierw w bunkrze za miastem, a potem u chłopów, którzy za sowitą opłatą gotowi byli ukryć Żydów w chlewiku czy stodole. Takim zbawczym adresem była podczęstochowska wieś Baranów, gdzie mieszkał Józef Blachowicz. Nie wiadomo, skąd miał pieniądze, bo gospodarz był z niego żaden. Zaobserwowano tylko jakichś Żydów w jego obejściu, którzy często się zmieniali. Ludzie bali się Blachowicza, gdyż często pił ze znanym w okolicy konfidentem gestapo.

Jesienią 1943 r. do kupca Walaszczyka, który wyrzucony przez Niemców z własnej kamienicy prowadził częściowo niezarekwirowany hotel, zapukał jego dawny znajomy – walczyli w III powstaniu śląskim – Bronisław Połacik. Niespodziewany gość powiedział, że na terenie zajętej przez Niemców pożydowskiej fabryki luster znajduje się zakopany jeszcze przed wojną skarb. Miał o tym wiedzieć od swego kuzyna Blachowicza, a ten uzyskał takie informacje w Niemczech, gdzie był na robotach. Połacik zaproponował wspólne wykopanie skarbu – we dwójkę z Blachowiczem nie mogli tego zrobić, gdyż trzeba było się dogadać z zarządcą fabryki, zniemczonym Polakiem, do którego tylko Walaszczyk miał dojście. Kupiec zrazu był nieufny. Miał powody. Jako skarbnik Polskiego Związku Wolności, organizacji o proweniencji akowskiej, przechowywał u siebie pieniądze, wydawał partyzantom broń. Musiał się liczyć z możliwością zaszantażowania go, co już mu się raz zdarzyło. – To cenne przedmioty ze srebra i złota oraz tona celuloidu – kusił Połacik. – Można by sprzedać i podzielić się pieniędzmi. Walaszczyk przyjął propozycję, gdyż – jak wyjaśniał potem przed sądem – zamierzał w ten sposób zdobyć pieniądze dla swej organizacji. Po dwóch dniach penetrowania ogrodu – Blachowicz uparcie kopał w niewłaściwym miejscu – natrafili na skarb. Rozczarowanie przyniosła drewniana skrzynka, w której zamiast sztabek złota leżały dwie cegły. Widocznie ktoś wcześniej dobrał się do skrytki. Walaszczyka przedmioty ze srebra nie interesowały. Celuloid sprzedał i uzyskane pieniądze podzielił tak, jak uzgodniono.

Zbrodnia w chlewiku

Wkrótce Walaszczyk musiał uciekać z Częstochowy w związku z aresztowaniami w jego podziemnej organizacji. Niemcy złapali Mieczysława Gaczkowskiego z częstochowskiego PZW. Aresztowany, bojąc się, że w czasie tortur wyda towarzyszy, połknął cyjanek. Gestapo zabrało też żonę Walaszczyka. Gdy w 1945 r. kupiec wrócił do domu, dowiedział się, że Niemcy postawili przed sądem Połacika i Blachowicza za zamordowanie Żyda – niejakiego Kapłana.

Na mieście opowiadano zupełnie inną wersję pochodzenia kosztowności, w wykopaniu których Walaszczyk brał udział. Miała to być własność ukrywającego się u Blachowicza Abrahama Kapłana. Żyd zdradził miejsce ukrycia swego kapitału, ponieważ właściciel chlewika szantażował go wydaniem gestapo. Skończyły się bowiem pieniądze, które z oszczędności Kapłana wypłacał chłopu zaufany człowiek z Częstochowy. Połacik z Blachowiczem, gdy tylko zabrali swoje udziały za sprzedane celuloid i biżuterię, uznali, że nie opłaca im się trzymać ogołoconego ze wszystkiego Żyda. Początkowo usiłowali go otruć. Ale gdy trutka na szczury nie podziałała, do morderczego planu włączyli syna Połacika Stanisława. W marcu 1944 r. po wypiciu bimbru poszli do chlewika. – Stasiek bił go drewnianą pałką od tłuczenia świniom kartofli – zeznał przed sądem stary Połacik. – Żyd uciekał, przewrócony na ziemię krzyczał, musieliśmy się spieszyć, żeby ktoś nie usłyszał. Potem wepchnęliśmy go do worka i gdy przestał się ruszać, Blachowicz zakopał ciało w stodole.

Wkrótce w obejściu zjawili się Niemcy – doniesiono im, że gospodarz handluje mięsem. Pies gestapowców wywąchał trupa. Odbył się proces – Blachowicz został skazany na obóz koncentracyjny. Wybawienie od śmierci przyniosła mu Armia Czerwona. Połacikowie uniknęli aresztowania, bo uciekli do lasu. Po zakończeniu wojny Stanisław przepadł na Ziemiach Zachodnich i tylko senior stanął wraz z Blachowiczem i Walaszczykiem przed Specjalnym Sądem Karnym w Częstochowie.

Rewanż konkurencji

Miejscowa gazeta w relacji z procesu pominęła współtowarzyszy Walaszczyka na ławie oskarżonych. Tytuły wybijały nazwisko znanego w Częstochowie kupca w kontekście zamordowania Abrahama Kapłana. Choć nie miał postawionego takiego zarzutu – oskarżony był o zagarnięcie części majątku ofiary w tragicznych dla niej okolicznościach. W drugim dniu rozprawy obrona zrezygnowała z koronnego świadka Feliksa Barteckiego, szefa PZW, a następnie AK w Częstochowie. A tylko ten człowiek mógł oczyścić Walaszczyka z zarzutu, że skarb Kapłana zabrał dla siebie. PZW reprezentował na sali świadek Piotr Krawczyk, który wprawdzie potwierdził funkcję Jana Walaszczyka w podziemnej organizacji, ale dodał też, że on nic o skarbie nie słyszał. Tylko wtajemniczeni rozumieli podtekst tego w gruncie rzeczy niekorzystnego dla Walaszczyka zeznania. Krawczyk był jeszcze przed wojną skłócony z kupcem.

Najbardziej obciążały Walaszczyka oświadczenia świadków, którzy dobrowolnie zgłosili się do prokuratora. Syn oskarżonego z przerażeniem zobaczył na korytarzu sądu dobrze mu znanych dwóch Żydów, którzy przed wojną mieli sklepy w alei NMP. Ojciec nie dawał się konkurentom wyznania mojżeszowego, a gdy usiłowali go szkalować, zakładał sprawy o pomówienie. Efektem wygranej były przeprosimy w „Częstochowskim Gońcu”. W archiwum tej gazety z 1938 r. rzeczywiście natrafiłam na taki wymuszony przez sąd anons. Jeden z tych świadków, Arnold Rotbaud, oświadczył, że oskarżonego Walaszczyka zna bardzo dobrze jako spekulanta, który w czasie okupacji wybudował hotel dla Niemców i załatwił z gestapo, aby wyrzucili lokatorów z sąsiedniego domu, gdyż chciał ten budynek przyłączyć do swego hotelu. W aktach te zeznania są podkreślone czerwoną kreską. Wpięty jest też anonim informujący prokuratora, że Jan Walaszczyk przechowywał u siebie Żydów, uciekinierów z getta, a potem oddawał ich w ręce Niemców. Za udzielenie choćby chwilowego schronienia żądał złota, brylantów i platyny. Prasa częstochowska wyeksponowała w relacjach z procesu tylko te wypowiedzi, które godziły w Walaszczyka. Poza zainteresowaniem reportera pozostawali mordercy młodego Żyda. Grubą czcionką wyróżniono fragment zeznań Pelagii Walaszczykowej przed gestapo, gdy Niemcy przygotowali oskarżenie Blachowicza i Połcika. Żona ukrywającego się wówczas skarbnika PZW wspomniała, że pod koniec wojny mąż przyniósł do domu srebrne sztućce, a ona nie spytała, skąd je miał. Wyrok zapadł 18 października 1946 r.: sąd ogłosił, że z braku dowodów uniewinnia Blachowicza i Połacika od zarzutu morderstwa Kapłana (przyjęto wersję o zamordowaniu go przez Niemców). Natomiast sąd nie miał wątpliwości, że wszyscy trzej z ławy oskarżonych wiedzieli o pochodzeniu skarbu. Jako okoliczność szczególnie obciążającą Walaszczyka wskazano jego bezwzględność przy podziale znalezionego mienia.

Listy do Bieruta

Skazany Jan Walaszczyk wysyłał wiele starannie wykaligrafowanych próśb do prezydenta Krajowej Rady Narodowej. Jego żona Pelagia powtarzała błagania o złagodzenie wyroku. W tej korespondencji raz po raz przewijała się kwestia nieobecności koronnego świadka Feliksa Barteckiego na sali rozpraw. – Skazany na łaskę nie zasługuje – otrzymała odpowiedz. Mimo to w 1947 r. rodzina więźnia zebrała poświadczone przez notariusza zeznania zaangażowanych w walkę z okupantem osób, które zaprzeczały konstatacji stalinowskiego sądu, że Walaszczyk popełnił przestępstwo z chęci osobistego zysku. Również 53 mieszkańców wsi Mokre podpisało się pod oświadczeniem, że Jan Walaszczyk wykupywał z gestapo związanych z partyzantką chłopów. Cierpiał nie tylko skazany. Również jego najbliższa rodzina. Bardzo zubożała, gdyż w wyroku zasądzono przepadek mienia. Pelagia Walaszczykowa początkowo prowadziła hotel, ale później obiekt został uwłaszczony. Najstarszy syn Jan Radosław wywieziony w czasie okupacji do Buchenwaldu po powrocie nie mógł iść na studia. Jako potomek przestępcy był obywatelem drugiej kategorii. Trzeba było jeszcze trzech lat, amnestii i popaździernikowej odwilży, aby Jan Walaszczyk znalazł się na wolności. Dostał robotę przy łopacie w Hucie im. B. Bieruta. Parokrotnie występował o zatarcie skazania, bez skutku. Jego nazwisko było łączone z zamordowaniem Abrahama Kapłana.

Rehabilitacja

W 1991 r. pełnomocnik syna Jana Walaszczyka mec. Zygmunt Sobkiewicz wystąpił o stwierdzenie nieważności wyroku na nieżyjącego już kupca. Z obszernej listy świadków żył już tylko Mirosław Gaczkowski. Gdy aresztowali Walaszczyka, miał kilkanaście lat. Jego ojciec popełnił w areszcie gestapo samobójstwo. W 1943 r. pani Gaczkowska, która konspirowała razem z mężem, została uprzedzona przez Walaszczyka, aby się ukryła. Znalazła schronienie w Łodzi i tam kupiec wspierał ją finansowo. Gaczkowska była łączniczką między centralą PZW w Warszawie a Częstochową. Dokumenty przewoziła na plecach synka, przylepione do skóry plastrem. Przed aresztowaniem Walaszczyka wtajemniczyła chłopca w niektóre sprawy konspiracji. Dowiedział się m.in., że jesienią 1943 r. matka otrzymała zadanie przekazania Janowi Walaszczykowi dyspozycji komendanta PZW Antoniego Szadkowskiego o przejęciu na rzecz organizacji jakiegoś mienia znalezionego na terenie getta.

W tygodniku „Nie” ukazał się artykuł o zakusach synów starego Walaszczyka na skomunalizowany hotel, niegdyś własność ojca. Autor dawał do zrozumienia, że chcą się dorobić potomkowie człowieka, który nie tylko w czasie okupacji ograbił ściganego przez gestapo Żyda, ale jest zamieszany w zamordowanie nieszczęsnego człowieka. I oto za sprawą jednej publikacji w aurze rozhuśtanych nastrojów w mieście, do którego zaczęło ściągać z zagranicy wielu byłych właścicieli lub spadkobierców przedwojennych fabryk i kamienic, synowie Walaszczyka znów znaleźli się pod pręgierzem opinii publicznej. Tym usilniej walczyli o rehabilitację zmarłego ojca. Mecenas Sobkiewicz poszukiwał w aktach z lat 50. odpowiedzi na wątpliwości, czy informacja o właścicielu skarbu oczekującym na swoją część została przekazana Walaszczykowi przed otwarciem kryjówki. Połacik zeznał, że uraczył kupca opowieścią o niemieckim źródle wiedzy na temat skarbu. Kupiec nadal był nieufny, zażądał spotkania z Blachowiczem, który miał mieć informacje z pierwszej ręki. Ale obaj chłopi uzgodnili między sobą jedną wersję.

Zapytani, skąd wiedzą o ukrytym celuloidzie, odpowiedzieli, że przed wojną ukryli go żołnierze w ogrodach Bullego koło muru fabryki luster. Tak to zaprotokołowano w śledztwie. Sąd nie wyjaśnił, dlaczego Blachowicz dla zmylenia wspólników, jak sam tłumaczył, zaczął kopać w innym miejscu, gdzie skarbu nie było. Przy pełnym porozumieniu sprawców nie byłoby to możliwe. Sąd pominął te okoliczności jako nieistotne. Tymczasem było to ważne, bo inne miejsce to sąsiedni ogród Bullego, gdzie rzekomo w 1937 r. dwa metry od muru żydowskiej fabryki wojsko miało zakopać skarb. Można domniemywać, że ta wersja została stworzona specjalnie dla Walaszczyka. Na rozprawie apelacyjnej adwokat podnosił jeszcze kilka innych uchybień procesowych. Prokurator podzielił opinię adwokata i poparł wniosek o unieważnienie wyroku. Jednakże sąd w zmienionym nagle składzie potwierdził winę Walaszczyka. Uniewinnienie i rehabilitację przyniosła mu dopiero rewizja wyroku. Rodzina kupca odzyskała swój hotel.

Więcej możesz przeczytać w 37/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.