Biegłym trzeba godziwie zapłacić

Biegłym trzeba godziwie zapłacić

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prof. Tadeusz Tomaszewski
Prof. Tadeusz Tomaszewski Źródło: Wikipedia / Autor: Adrian Grycuk
Kosmetyczne zmiany przepisów nie dadzą nowej jakości. Biegłym trzeba też podnieść wynagrodzenia – mówi prof. dr hab. Tadeusz Tomaszewski, prorektor UW.

Od ponad dziesięciu lat zabiega pan wraz z innymi naukowcami o ustawową regulację statusu biegłego. Warto poświęcać na to swój prywatny czas?

W Polsce przepisy o biegłych znajdują się w licznych aktach prawnych, w tym tak archaicznych, jak dekret z 1950 r., czy rozporządzenie z 2013 r. Nie ma jednego kompleksowego aktu prawnego. Poza tym w ostatnich czasach zmienia się status biegłego, na przykład przyjęta już nowelizacja przepisów ułatwia korzystanie z tak zwanych opinii prywatnych. Wszystkie te kwestie wymagają uporządkowania, nie wspominając już o zmianie zasad i stawek wynagradzania biegłych.

Ile zarabia biegły?

Stawka podstawowa za godzinę pracy wynosi dziś 31,86 zł. Jakiego specjalistę wysokiej klasy usatysfakcjonuje taka stawka? Ostatnio rozmawiałem z amerykańskim profesorem kryminalistyki. Złapał się za głowę, gdy usłyszał tę kwotę. U nich biegły o odpowiedniej renomie dostaje średnio 200 dolarów za godzinę. W Polsce nie dość, że biegłemu płaci się znacznie mniej niż hydraulikowi, to równolegle funkcjonują stawki godzinowe i ryczałtowe, co prowadzi do rażących dysproporcji. Za tyle samo godzin pracy można otrzymać zapłaty różniące się o kilkaset procent. Ponadto od momentu wejścia do Unii Europejskiej wynagrodzenie biegłego zostało obłożone podatkiem VAT, tak jakby stosunek między organem procesowym a biegłym miał charakter prywatnoprawny.

Czy pan profesor jako jeden z inicjatorów kompleksowej ustawy zakładał, że to zajmie tyle czasu?

W najkoszmarniejszych snach nie nawiedziła mnie taka wizja. Zresztą z początku wydawało się, że uchwalenie ustawy jest tuż za progiem. Pierwszy projekt – to są lata 2004-2005 – został przygotowywany przez Ministerstwo Sprawiedliwości po konsultacjach ze środowiskiem biegłych, w tym z przedstawicielami Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego i Instytutu Ekspertyz Sądowych. Z oficjalnie nieznanych mi powodów (mówiło się, że „nie ma woli politycznej”) wylądował na półce. Nie daliśmy za wygraną. Mieliśmy wsparcie posła, który pomagał w przeforsowaniu kolejnej wersji projektu w Sejmie. Wkrótce jednak i ta praca podzieliła los poprzedniej. Potem działo się coraz gorzej. Następny projekt przygotowało Ministerstwo Sprawiedliwości za rządów Zbigniewa Ziobry. Trudno było wymyślić coś gorszego. Biegłych sądowych miał wyznaczać minister sprawiedliwości, co oznaczało ich pełną dyspozycyjność. Że to niezgodne z konstytucją, mówiłem wprost na posiedzeniu komisji sejmowej. Taką samą opinię wydał Sąd Najwyższy. Ponadto projekt przewidywał drobiazgowy, nieuzasadniony i nadmiernie ingerujący w sferę wolności osobistych wywiad środowiskowy kandydata na biegłego, obejmujący sprawdzenie go od strony moralnej, rodzinnej czy podatkowej. W tle czaiła się weryfikacja polityczna.

Co się stało z tym projektem?

Udało się przerwać nad nim prace, mimo że były daleko zaawansowane.

Zmienił się rząd, ministrem sprawiedliwości został w 2009 r. Krzysztof Kwiatkowski…

I znów odżyła sprawa biegłych. Została powołana komisja z udziałem przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości, szerokiego środowiska kryminalistycznego oraz reprezentantów biegłych różnych specjalności. Powróciliśmy nie tylko do generalnych założeń dwóch wcześniejszych projektów, ale co równie ważne, do konsultacji projektu ze środowiskiem biegłych oraz teoretykami prawa i akademikami. Byłem członkiem tej komisji. Właściwie doszliśmy do finału, pozostały tylko szczegóły. Niestety, prace znów zostały praktycznie wstrzymane, co nieoficjalnie tłumaczono trudnościami finansowymi i koniecznością zwiększenia wydatków na opiniowanie w razie wejścia w życie nowej ustawy.

Co pojawiło się zupełnie nowego na tym etapie prac?

Zastanawialiśmy się nad kwestią odpowiedzialności cywilnej biegłych za wydawane opinie. Nie ulega bowiem wątpliwości, że opinia stronnicza, niedbała nie tylko powinna zostać wyeliminowana z procesu, lecz także mogłaby stanowić podstawę odpowiedzialności dyscyplinarnej czy nawet karnej. Natomiast trudno mówić o pełnej odpowiedzialności cywilnej, bo oznaczałaby ona, że biegłego mogłaby pozwać każda strona niezadowolona z opinii. Taki ekspert nie byłby niezależny. Zaostrzyliśmy kryteria, jakie musi spełniać ekspert, aby został wpisany na listę biegłych sądowych. Chcieliśmy postawić tamę hochsztaplerom traktującym tę funkcję jedynie jako źródło zarobków. Rekomendacji osobom ubiegającym się o wpis na listę biegłych miały udzielać samorządy lub stowarzyszenia zawodowe, a prezes sądu mógłby powołać komisję do oceny kwalifikacji kandydata. Chodziło nam też o to, aby biegli byli objęci ochroną prawną. Na przykład żeby nie ujawniać w aktach ich adresu. Bo dzisiaj, chociaż pełnią funkcję publiczną, nie podlegają żadnej ochronie. A mogą być narażeni na realne niebezpieczeństwo.

Czego w projekcie zabrakło?

Nie uzgodniliśmy, jak sprawdzić specjalistyczną wiedzę kandydata na biegłego, choć zdawaliśmy sobie sprawę, że ten właśnie element weryfikacji może w praktyce nastręczać trudności. Nie ulegało wątpliwości, że wpisanie do rejestru będzie poprzedzone postępowaniem sprawdzającym. Wnioskowaliśmy też, aby sędzia miał obowiązek sygnalizowania prezesowi, że dany biegły opiniuje źle. A więc znacznie dokładniejsza selekcja, ale w zamian większe przywileje, nie tylko finansowe.

Jakie były propozycje finansowe?

Biegli w zależności od ich kwalifikacji mieli dostawać wynagrodzenie według stawek godzinowych, tyle że godziwe, oraz wynagrodzenie za czynności nieznormalizowane. Proponowaliśmy nie tylko zapłatę za udział w rozprawie sądowej, a także za czas pozostawania do dyspozycji sądu poza salą rozpraw. Do tego zwrot kosztów za dojazd i nocleg. Jak jest dziś, przedstawię na własnym przykładzie: zostałem wezwany jako biegły na rozprawę w Dębicy. Jechałem pociągiem sześć godzin w jedną stronę, jeszcze się musiałem przesiadać. Na rozprawie sąd miał do mnie tylko jedno pytanie: czy podtrzymuję swoją opinię. Potwierdziłem, podziękowali mi, co trwało pięć minut. Mimo że poświęciłem na to ponad 14 godz., dostałem wynagrodzenie za godzinę pracy oraz zwrot za bilety kolejowe drugiej klasy, do Warszawy wróciłem późną nocą. Proponowaliśmy różne formy rekompensaty za czas poświęcony na opiniowanie. Żaden pomysł nie przeszedł. I znów się zmienił minister sprawiedliwości, nastał Jarosław Gowin.

Czyli mamy koniec 2011 r.…

Przez dwa lata jego rządów nie zwołano żadnego posiedzenia komisji, nie dostałem też żadnego pisma z informacją, co się dzieje z projektem ustawy. Nikt nam nie podziękował za udział w komisji, która przecież pracowała społecznie. Nadal czuję się jej członkiem, bo nie zostałem z niej odwołany ani nie poinformowano mnie o zakończeniu jej prac.

Na stronie internetowej Ministerstwa Sprawiedliwości właśnie pojawiła się informacja, że jest gotowy rządowy projekt założeń projektu ustawy o biegłych sądowych.

Czyli nie projekt ustawy, który w dużej części był praktycznie gotowy, tylko założenia do projektu. To krok wstecz, choć nie da się ukryć, że wykorzystano większość propozycji naszej komisji.

Co zostało pominięte?

Głównie ta część, która dotyczyła wynagrodzenia biegłych oraz kosztów ekspertyz. Uważam, że jeżeli nie rozwiąże się tego problemu, niewiele się zmieni. Zostanie tak, jak było, a kosmetyczne zmiany przepisów nie dadzą nowej jakości. Zasada jest prosta: ma być lepsza i szybsza praca za lepszą płacę. Ciągle wierzę, że ktoś to zrozumie. Podobno minister finansów się sprzeciwia.

Więcej możesz przeczytać w 17/2014 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.