Frustrat na parkingu

Frustrat na parkingu

Dodano: 
Nożownik, zdjęcie ilustracyjne
Nożownik, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Fotolia / fot. pbombaert
Ciężko zranił przypadkową kobietę, bo nie układało mu się z konkubiną.

Boli mnie głowa, kupiłam sobie kawę z automatu. Już odjeżdżam – 24-letnia Karolina Ch., idąc na parking przed centrum handlowym, rozmawiała przez komórkę ze swoim chłopakiem. On jeszcze zapytał, jak wypadły badania kontrolne u lekarza, więc już siedząc za kierownicą, sięgnęła do torebki po dokumenty.

W tym momencie ktoś gwałtownie otworzył niezablokowane drzwi samochodu. Zobaczyła tylko głowę mężczyzny w nasuniętej na czoło czapce z daszkiem i poczuła ostre ukłucie w plecy. Napastnik miał długi nóż, którym, gdy się odwróciła w jego stronę, przeciął jej twarz. Nic nie mówił. Karolina zdołała krzyknąć w kierunku telefonu, który wypadł jej z ręki: Ratuj! Kiedy napastnik odbiegł, dziewczyna – podtrzymując odciętą połowę twarzy – wyczołgała się z samochodu na parking. Dochodziła piąta po południu, na placu przed podwarszawskim marketem było wiele osób. Karolina Ch. chciała prosić o wezwanie pogotowia, ale z jej rozszarpanych ust wydobywał się tylko bełkot.

Przechodząca kobieta na widok postaci spływającej krwią odwróciła się i uciekła. Wreszcie ktoś zareagował. Był to Ukrainiec studiujący w Warszawie. Nie mogąc porozumieć się z ranną, poprosił o pomoc mężczyznę, który szedł z dziećmi do samochodu. Okazało się, że trafił na policjanta z komisariatu w warszawskim metrze, który po służbie, już w cywilnym ubraniu, robił zakupy. Ratunek przyszedł w ostatniej chwili. Osłabiona upływem krwi Karolina, tracąc przytomność, osunęła się na ziemię. Ofiarę napaści w stanie ciężkim, z rozległymi ranami twarzy od ucha do ust i klatki piersiowej, przeciętym językiem, odmą płucną i uszkodzonym osierdziem przewieziono do szpitala. Operacja trwała dziewięć godzin. W poszukiwaniu napastnika policjanci przejrzeli nagrania parkingowych kamer z 23 marca 2016 r. Zobaczono młodego mężczyznę w ciemnej czapce bejsbolowej i sportowej kurtce z jakąś naszywką na rękawie, jak biegnie w kierunku kobiety z kubkiem w ręku. Ma charakterystyczny chód: pięta – palce. Kiedy jest już blisko, zwalnia i znika za wiatą. Ona w tym czasie otwiera kluczykiem drzwi czerwonego forda focusa. O godzinie 17.15 mężczyzna podchodzi do samochodu od strony kierowcy, pochyla się w kierunku wnętrza. Widać tylko gwałtowne ruchy jego ręki, resztę zasłaniają kołyszące się drzwi. W chwilę później on odbiega od samochodu. Nie można rozpoznać twarzy napastnika. Nazajutrz trafia w ręce policjantów – po telefonie jego konkubiny.

Rozwalony system nerwowy

26-letni Andrzej A. ma za sobą więzienie i siedem spraw sądowych. Przed napadem na parkingu popełnił kilka mniej groźnych przestępstw: jako nieletni prowadził po pijanemu samochód, przed trzema laty ukradł rowery z piwnicy, pobił kolegę, z którym mieszkał, gdy tenoskarżył go o kradzież laptopa. Wychowywany przez babcię – rodzice wcześnie zmarli – ukończył zaledwie szkołę podstawową. Przed ostatnim aresztowaniem pracował w firmie zajmującej się sprzątaniem. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego zaatakował przypadkową, nieznaną sobie kobietę. Prokuratur postawił mu zarzut usiłowania zabójstwa, za który grozi nawet dożywocie. Rok później przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga rozpoczął się proces Andrzeja A. – Nie jestem w stanie wyjaśnić, dlaczego to się stało – wyznał w swoich pierwszych słowach oskarżony. – Przypuszczam, że ma to związek z faktem, że zamieszkałem z Mirką S.* Niespełna trzy miesiące wystarczyły, aby rozwaliła mój system nerwowy. Na pytanie sędzi, co konkretnie się stało, oskarżony nie potrafił jednak jasno odpowiedzieć. Powtarzał się, zmieniał temat. Sąd cierpliwie słuchał miłosnego wyznania. – Mirkę znam od bardzo dawna. Dużo o niej wiedziałem, nim zostaliśmy parą. Wcześniej była w związku z moim kolegą, właściwie przyjacielem. Niezręczna sytuacja. Docierały do mnie różne opinie o niej; znajomi radzili, żeby odpuścić, to nie jest kobieta dla mnie. Ja jednak wmawiałem sobie, że będzie dobrze. Bardzo chciałem założyć z nią rodzinę, mieć dzieci. Teraz wiem, to był błąd. Miałem fałszywą wizję naszego narzeczeństwa, jakieś bielmo na oczach. Kiedy przejrzał, poczuł się oszukany. Powiedziała mu, że skoro mają planować wspólną przyszłość, potrzebne im będą pieniądze. Zatrudniła się w salonie z maszynami do gier, brała tam dyżury do późnej nocy. Żeby – jak mówiła – nie wracać do domu o tak późnej porze, przesypiała te kilka godzin do rana na zapleczu. Nie podobało mu się to; zaszedł tam raz i drugi; okazało się, że szefem firmy jest jej dawny kochanek. Bagatelizowała jego podejrzenia, ale coraz częściej odbierała tajemnicze telefony, a po pracy nie chciała z nim rozmawiać, wolała oglądać telewizję.

Nie moimi rękami

Poczułem, że mam w kieszeni kłujący przedmiot. To był nóż. Okazało się, że jest zakrwawiony. Zaczęło do mnie docierać, że coś się musiało stać – Czułem, że mnie oszukuje – wyznał oskarżony przed sądem. – Ale kiedy zaszła w ciążę, byłem szczęśliwy. Wkrótce potem przerażony, bo okazało się, że ciąża jest zagrożona. Jeździłem z nią do szpitala, błagałem, aby odeszła z salonu gier, nie przemęczała się. Na moje prośby reagowała gwałtownie, wulgarnymi słowami. Ostatnio w jej telefonie zobaczyłem ulotkę środka na poronienie. Zdenerwowałam się, że brała te tabletki. Ja bym jej wszystko wybaczył, ale nie usunięcie ciąży. Siostra go namówiła, aby skończył tę znajomość, wyprowadził się, w jej domu czeka na niego pokój. Już się spakował, ale jeszcze raz chciał porozmawiać z Mirką. U niej w pracy, bo w domu każda próba kończyła się krzykiem. Do salonu gier chodził chyba ze cztery razy, ale właściciel wciąż go wypraszał. A Mirka nie reagowała. W końcu wrócił do domu. Wypił piwo, wziął nóż i poszedł na spacer do pobliskiego lasu. – Różne myśli kłębiły mi się głowie – zeznał na rozprawie – ale jedna dominowała: Mirka jest teraz z facetem, u którego pracuje. – Pojechałem na parking i tam zobaczyłem dziewczynę w samochodzie rozmawiającą przez komórkę. Oskarżony porzucił w swych wyjaśnieniach wątek jego relacji z konkubiną. Przeszedł do tragicznego wydarzenia na parkingu: – Samego momentu uderzenia nożem nie pamiętam, ale wierzę, że musiało tak to wyglądać, jak powiedział pan prokurator.

Coś mi się majaczy: prawdopodobnie zahaczyłem kurtką o drzwi samochodu. Co zrobiłem, jak stamtąd odszedłem – to w mej pamięci czarna dziura. Ocknąłem się w autobusie, nie wiem jakiej linii. Chciałem iść do Mirki. Kiedy stanąłem przy maszynach grających, w pewnej chwili poczułem, że mam w kieszeni kłujący przedmiot. To był nóż. Zwykły, kuchenny, z tego mieszkania, które wynajmujemy. Wyjąłem go, okazało się, że jest zakrwawiony. Zaczęło do mnie docierać, że coś się musiało wydarzyć. Co było później? Andrzej A. twierdzi, że nie pamięta. Rano wstał jak zwykle o godzinie piątej, szykował się do pracy. Kiedy wszedł do autobusu, miał tylko przebłyski pamięci wydarzeń poprzedniego dnia. Ale z minuty na minutę zaczęło mu się to układać w całość. Nie pamiętał tylko, czy zaatakowana osoba była mężczyzną czy kobietą. – Powiem krótko – wyznał oskarżony – to, co się stało na parkingu, zostało dokonane jakby nie moimi rękami. – Co to oznacza? – zapytała sędzia. – Nie chcę robić z siebie ofiary. Ale były nerwy i popełniłem błąd. Chciałbym przeprosić poszkodowaną, jest mi przykro. Ofiara ataku, która w procesie występuje jako oskarżycielka posiłkowa, ukryła twarz w dłoniach. Karolina Ch. zeznawała za zamkniętymi drzwiami. Opowiedziała, że po operacji przez tydzień była w śpiączce farmakologicznej. Wybudzona, nie mogła mówić, gdyż miała założoną tracheostomię. – Pierwsze dni w szpitalu pamiętam jak przez mgłę. Śniły mi się okropieństwa: że umarli moja mama i tata. W szpitalu ciągle się bałam, musiał ktoś ze mną być. Choć minął rok od napaści i po półrocznej przerwie wróciła do pracy, stany lękowe są jej codziennością. Nie może sama zrobić zakupów, wsiąść do samochodu. Boi się, że ktoś znienacka na nią napadnie. Na ulicy, gdy ma minąć mężczyznę, przechodzi na drugą stronę. Przeszła kilka operacji plastycznych – lekarze już wyczerpali medyczne możliwości. Ciągle jeszcze jest rehabilitowana, potrzebuje też wsparcia psychologa i psychiatry. Jeśli nie bierze leków uspokajających, zasypia o czwartej rano, o szóstej zrywa się do pracy. Powrót do zdrowia kosztuje. Rehabilitacja – 100 zł za wizytę, zastosowanie laserów – 600 zł. A jeszcze logopeda (po przecięciu języka nie może nim dotknąć części podniebienia), dietetyk.

Związek bez przyszłości

Świadek Mirosława S. przedstawiła się jako była konkubina oskarżonego. Matka dwojga dzieci umieszczonych w rodzinie zastępczej, bo S. ma ograniczone prawa rodzicielskie. Obecnie jest związana z właścicielem salonu gier – tym, o którego oskarżony był zazdrosny. – Zachowanie Andrzeja zmieniło się – oceniła – gdy poszłam do pracy. Stał się nerwowy, robił mi wymówki, że za mało poświęcam mu czasu. Podejrzewał mnie o romans z szefem, choć wtedy nie była to prawda. Któregoś dnia, już nie pamiętam, o co poszło, złapał za nóż. Jako rozjemców ściągnęłam jego siostrę z mężem; Andrzej bardzo się z nimi liczył. Pogodzili nas. Zaproponowałam, byśmy poszli na wspólną terapię. Odmówił. Wtedy uznałam, że ten związek nie ma przyszłości. W przeddzień tragedii Andrzej był już spakowany, ale w ostatniej chwili stwierdził, że na odejście nie jest gotowy psychicznie, zostaje. Kiedy przyniósł mi do pracy zakrwawiony nóż, domagając się przechowania go, zadzwoniłam do jego siostry. Byłam przerażona, bo kilka minut wcześniej nasza znajoma, nazywaliśmy ją ciotką, uprzedziła mnie telefonicznie: Uważaj, on idzie cię zabić. Dlatego gdy kilkakrotnie przychodził tego dnia do salonu gier, domagając się rozmowy, pokazywała mu drzwi. Również właściciel lokalu go wypraszał, bo A. był po kilku piwach, odgrażał się. Zobaczyła go wieczorem, gdy wróciła z pracy. Spał. Obudzony powiedział, że jest debilem i nie chce teraz mówić o tym, co zrobił. Porozmawiają rano. Ale kiedy o świcie otworzyła oczy, już go nie było. Wtedy postanowiła powiedzieć o zakrwawionym nożu policji. Na komisariat pojechała ze swoim szefem. Poinformowała, w jakiej firmie Andrzej A. pracuje. Tam go aresztowano. – Czy była pani w domu w nocy poprzedzającej zdarzenie na parkingu? – zapytał adwokat oskarżonego.

– Nie pamiętam – odpowiedziała świadek – możliwe, że pojechałam do rodziców. Trudno mi było wytrzymać w tym związku. Frustrację konkubiny oskarżonego potwierdził jej znajomy, który 23 marca 2016 r. zabawiał się w salonie gier. – Mirka miała łzy w oczach, zapytałem, co się stało – zeznał. – Odpowiedziała, że nie daje sobie rady z tym Andrzejem, chce, aby spier… z jej życia. Obrońca, szukając usprawiedliwienia dla nieobliczalnego zachowania swego klienta, drążył temat ciąży pani S. Czy chciała ją przerwać? Świadek zaprzeczyła. Kiedy pojawiły się krwawienia, jeździła z oskarżonym do szpitala. Niestety, dwa dni po aresztowaniu Andrzeja A. doszło do samoistnego poronienia, co potwierdza dokumentacja lekarska. Konkubent nie uwierzył, zawiadomił prokuratora o aborcji. Dochodzenie po stwierdzeniu stanu rzeczywistego zostało umorzone. Policja sprawdziła też, że w jej telefonie nigdy nie było zdjęcia ulotki o środkach na poronienie.

Pierwsza miłość

Oskarżonego bronili jego najbliżsi krewni. Matkująca mu siostra z płaczem starała się przekonać sąd, że brat po wyjściu z więzienia latem 2015 r. starał się żyć zgodnie z prawem. Pracował, myślał o założeniu rodziny. Jego związek z Mirosławą S. martwił siostrę. Kobieta nie cieszyła się dobrą opinią. Zmieniała partnerów, miała w głowie tylko zabawy. Odebrano jej dwoje dzieci, bo nie dbała o nie, godziła się, aby jej ówczesny partner znęcał się nad nimi. – Andrzej był zakochany, pierwszy raz w życiu – zeznała siostra oskarżonego. – Nie dał sobie przetłumaczyć, że dokonał niewłaściwego wyboru. Kiedy się okazało, że Mirka jest w ciąży, był w siódmym niebie. Chciał wszystko za nią robić, otulał, zakładał buty, woził do lekarzy.

A Mirkę to tylko irytowało. Mówiła mi, że czuje się zagłaskana. – Ten chłopak nigdy nie był agresywny – twierdził w sądzie szwagier oskarżonego. – Ja go znam od małego. Trafił na złą kobietę, która go oszukiwała. Próbowałem mu to uświadomić, ale nie przyjmował tego do wiadomości. Kiedy mu brakowało argumentów, przekonywał mnie, że przeszłość się nie liczy, ona jest teraz inna. Nie wiem, na czym budował takie przekonanie. Biegły psycholog w opinii o oskarżonym wyeksponował skłonność do bagatelizowania skutków swego zachowania. Poszkodowana słuchała żarliwej obrony oskarżonego przez jego krewnych ze spuszczonym wzrokiem. Tylko drżenie rąk zdradzało, jak trudno jest jej uczestniczyć w tym procesie, przeżywać wszystko od nowa. – Jest pani bardzo dzielna – powiedziała sędzia – ale jeśli poczuje się pani źle, proszę powiedzieć, w każdej chwili zarządzę przerwę w rozprawie. Proces trwa.


* Inicjały świadka zmienione

Artykuł został opublikowany w 28/2017 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.